Opublikowany przez: Aleksandra Wiktoria 2015-02-19 14:16:58
Jakie są pierwsze oznaki, że dziecko zaczyna do nas „wracać”?
To bardzo ciężko powiedzieć, bo to różnie jest. Są takie dzieci, które przyjeżdżają do nas wydające się w pełni przytomne; przecież się rusza, wodzi wzrokiem, ale nie ma tego kontaktu. Nie mogę na przykład powiedzieć: rusz ręką i on nią ruszy. Są również dzieci, które leżą, mają zamknięte oczy i nic, a są też takie, które są gdzieś pomiędzy. Na przykład Przemek, gdy do nas przyjechał; był w kołnierzu bo doznał uszkodzenia szyi. Miał sporadyczne odruchy i myśleliśmy, że będzie ciężko, a nagle, przyszedłem po weekendzie i widzę, że jest bardziej przytomny. Mogliśmy z nim wykonywać intensywniejsze ćwiczenia, kontakt również się poprawił; na początku były to mrugnięcia, ale też sporadycznie. Oczywiście też nie zaczął od razu mówić, na początku mamrotał, ale wykonywał polecenia. Coś tam się włączyło. Widać po niektórych dzieciach, że budzą się stopniowo.
Jak dalej będzie wyglądała rehabilitacja Przemka?
Nie umiem dokładnie odpowiedzieć na to pytanie, bo gdy dzieci od nas wychodzą to rodzice na własną rękę załatwiają całą rehabilitację. Oczywiście my się staramy pomóc znaleźć; jeśli kogoś znamy to mówimy gdzie pójść, gdzie zadzwonić.
Masz kontakt ze swoimi byłymi podopiecznymi?
Tak! Oczywiście (śmiech). Ostatnio się dowiedziałem, że jedna z moich podopiecznych od niedawna ma chłopaka. Rozmawiałem z Nią niedawno przez telefon; chodzi do szkoły, spotyka się z przyjaciółmi. Właśnie! Do taty Filipa muszę zadzwonić i dowiedzieć się jak u Niego to wszystko wygląda.
Jak wygląda cały proces budzenia?
Gdy dziecko się obudzi to po paru dniach zostaje oficjalnie uznane za wybudzone. Spędza u nas jeszcze 30 dni i jedzie do domu. Natomiast jak później wygląda jego dalszy powrót do rzeczywistości to ciężko mi powiedzieć bo nie widzimy tych dzieci, jedynie mamy kontakt telefoniczny. Ale na przykład jeden z naszych rehabilitantów tak dogadał się z jedną z pacjentek, że po pracy jedzie do niej do domu bo mieszkają niedaleko siebie. Dla mnie to trochę przykre, że w momencie, gdy nasi pacjenci wychodzą, my nie mamy możliwości ich dalszego prowadzenia. To jest tak jakby nie skończona praca. Dziś pojechał Piotrek, a ja na niego pomysłów miałem dużo i myślałem, że będę miał szansę z nim jeszcze popracować, a on został uznany za obudzonego i wraca do domu. Więc ja nie mogę kontynuować rozpoczętej pracy.
Twoje najfajniejsze wspomnienie z Kliniki Budzik?
Parę było (śmiech). Super, gdy dzieci wyjeżdżają wybudzone. Z Filipem zawsze było coś śmiesznego. To był dzieciak, który już przed samym wypadkiem był niezłym agentem z tego co mi rodzice opowiadali, ale to już od nich musielibyście te historie usłyszeć. Tutaj, gdy już leżał w lepszym stanie to non stop się śmiał. To był zapewne jakiś objaw neurologiczny, ale lepiej jeśli dzieciak się śmieje niż płacze więc to było coś niesamowitego. Spojrzał na kogoś i zaczynał się śmiać, głosem jakby się nabijał z kogoś. Albo historia jak Maciek zalał Budzik (śmiech). Hydroterapia jest na samej górze i gdy jeden z naszych fizjoterapeutów nalewał wody, być może komputer chwilowo się popsuł, woda wylała, ściekała po schodach. Maciek zalał Budzik.
Czy masz jakiś sposób na odreagowanie wydarzeń tutaj?
To zależy. Oczywiście nie uda Ci się kompletnie odciąć od wydarzeń tutaj, to w końcu chore dzieci, ale jeśli o mnie chodzi… Oprócz pracy tutaj mam jeszcze szkołę, chciałbym dostać się na medycynę. Zimą jest gorzej, ze względu na pogodę; zimno, brak słońca. Latem jest o wiele lepiej bo jadę nad Wisłę, wieczorem spotkanie ze znajomymi. Zawsze coś się dzieje więc jest o wiele łatwiej odciąć się od tego miejsca. Poza tym w przerwach sobie rozmawiamy, wychodzimy na zewnątrz; ekipa jest tutaj przyjazna.
Ile osób liczy zespół fizjoterapeutów?
Ogólnie jest nas szóstka, ale przychodzą osoby na zastępstwo, są też osoby które przychodzą tylko w weekendy. Ponieważ jest to mała klinika, chcieliśmy by pojawiały się tutaj osoby, których my znamy i wiemy, że coś potrafią i którym wiemy, że możemy zaufać.
Najsmutniejsze wspomnienie z Kliniki?
…… Słyszałyście co się ostatnio wydarzyło? To nam udowodniło, że to jest miejsce w którym jest mnóstwo śmiechu, mnóstwo zabawy bo tak powinno być w klinice pediatrycznej. To było dobijające i przejrzeliśmy na oczy, że realia są jakie są, my możemy zachowywać się jak chcemy, ale od tego się nie ucieknie. Pacjentów mamy naprawdę ciężkich. To nie jest tak, że przyjeżdżają do nas dzieci, które uderzyły się w głowę i nie mogą ruszać ręką. Te dzieci leżą, są często długo nieprzytomne, niektóre krócej do tego dochodzą inne obrażenia. To najczęściej są wypadki samochodowe.
Na początku lutego zmarła pierwsza w historii kliniki mała pacjentka. 3,5-letnia Oliwia przebywała w "Budziku" czternaście miesięcy i wydawało się, że wszystko idzie w dobrym kierunku. W lutym miała zostać wypisana do domu jako kolejna pacjentka, której udało się pomóc. (przy. Red.)
Pokaż wszystkie artykuły tego autora
aguska798 2015.02.24 23:49
Bardzo piękny artykuł ;)
ewewita1383 2015.02.21 08:36
Nie ma nic lepszego jak pomoc bliźniemu,wsparcie rodziny i dziecka . Klinika ,fachowa obsada to miejsce niejednego cudu "zbudzenia się na nowo" -poczucie wiosny w swoim sercu i sercach bliskich :)
Stokrotka 2015.02.20 10:17
Wielkie brawa dla pomysłodawców i założycieli takiej kliniki! Ogromna pomoc dla rodziców i dzieci! Artykuł super!
Nie masz konta? Zaloguj się, aby pisać swoje własne artykuły.