Opublikowany przez: Aleksandra Wiktoria 2015-02-19 14:16:58
Dzień przed umówionym spotkaniem w Klinice dowiedziałam się o wybudzonym Przemku, nawet przez myśl by mi nie przeszło, że będę uczestniczyć w jego 18-nastych urodzinach i wraz z Jego rodzicami, innymi pacjentami i personelem kliniki będę śpiewać mu „Sto lat”. Patrzeć na osobę, która wróciła do nas z bardzo dalekiej podróży. O budzeniu w klinice oraz o tym jak mijają dni porozmawiałam z jednym z fizjoterapeutów. Wchodząc do Budzika nastawiona byłam na poważną rozmowę. Jak bardzo się myliłam...
Z Panem Michałem Kusocińskim, fizjoterapeutą w Klinice Budzik rozmawiała Aleksandra:
Dziękuje, że mogliśmy uczestniczyć w tak ważnym wydarzeniu jak 18 urodziny Przemka, który parę dni temu „urodził się” na nowo.
Ja myślę, że Przemkowi jeśli będzie to pamiętał to na pewno będzie mu bardzo przyjemnie, że były też inne osoby. A zwłaszcza rodzicom, że uczestniczyły też osoby z zewnątrz.
Jak się zaczęła Twoja przygoda z Kliniką Budzik?
Zaczęło się od tego, że pracowałem w przychodni w Józefowie. Tam poznałem lekarza, który mnie tutaj ściągnął. Byłem tydzień dosłownie, a zostałem przyjęty na zastępstwo. Gdy się spytał, czy nie chciałbym popracować w Budziku, nie miałem kompletnie pojęcia o co chodzi. Opowiedział, że przyjeżdżają dzieci w śpiączkach, a ja zajmowałbym się ich biernymi ćwiczeniami. Świeżo po studiach stwierdziłem: „Dobra. No to jedziemy, czemu nie? Praca na wakacje będzie, zarobię sobie jakieś pieniądze, popracuje sobie trochę w zawodzie”. Przyjechałem tutaj, miałem się spotkać z Panią koordynator, a tutaj niczego nie ma; ani pacjentów, ani łóżeczek, pusto. Była tylko Pani Wiesia, która pokierowała mnie co i jak: „Wie Pan, tutaj w ogóle wszystko zacznie się za tydzień może pacjenci przyjadą, może za dwa. Ładnie, ja tutaj miałem z CV się zgłosić. Porozmawiałem z Panią koordynator, pokręciła nosem, że jestem świeżo po studiach, ale obiecała, że porozmawia z profesorem Majchrem – dyrektorem medycznym z Lublina. Następnego dnia dostałem wiadomość że mam być na pełen etat. I tak się zaczynał budować nasz skład: byłem ja, Adam, Ania, która jest z nami, a z czasem dołączyło jeszcze kilka osób. Tak się zaczęło. Przyjechali pierwsi pacjenci, a tutaj tylko materace, a do tego nie mieliśmy zbyt dużo sprzętu, a to wszystko się dopiero rozwijało. Stworzyliśmy grafik zajęć dla nas, zorganizowaliśmy im zajęcia, również więcej ludzi ściągnęliśmy ze studiów. Również Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy i sam Owsiak ma ogromny wkład w wewnętrzną budowę Budzika. Warto podkreślić, że większość sprzętu mamy od niego i to z jego pomocą to wszystko zostało rozkręcone.
Ilu aktualnie jest pacjentów w Budziku?
Miejsc mamy dla 15 osób, dziś pojechał do domu Piotrek, Filip wyjechał…Teraz jest około 12. Każdy z rehabilitantów ma mniej więcej po 4 podopiecznych, a ja aktualnie mam ich dwóch więc mam dużo wolnego (śmiech).
Jak wygląda przyjęcie do Kliniki nowego pacjenta?
Zazwyczaj jest tak: przed przyjazdem karetki rozmawiamy na zebraniu, że pojawi się w klinice taki i taki pacjent. Zabieramy go do pokoju przyjęć, lekarze sprawdzają jego ogólny stan, gdy już trafia na salę rozmawiamy z jego najbliższymi, dajemy plan i opowiadamy jak zajęcia będą wyglądały. Dziecko zabieramy na materac do sali rehabilitacyjnej; badamy, sprawdzamy nad czym musimy popracować i budujemy strategię działania. Ja zawsze mówię rodzicom, że pierwsze dni pobytu ich pociechy będą wyglądać bardzo niesprawnie i troszkę jakbyśmy działali po omacku, ponieważ nie znamy pacjenta, nie znamy rodziców. Nie wiemy czy są dobrze zorganizowani, musimy poznać co dziecko umie bo w fizjoterapii to nie jest jak u lekarza, że podane zostaną nam leki i czekamy na ich działanie. My możemy wykonać jakieś ćwiczenia przez miesiąc i nie ma efektu, a u innego pacjenta takiego samego dosłownie będziemy ćwiczenie wykonywać i będzie świetnie. Więc niestety, trzeba zmieniać, dobierać. To jest terapia, a nie leczenie.
Z jakimi reakcjami rodziców się spotykasz?
Z przeróżnymi, ale zazwyczaj jest strach w oczach i to widać u każdego, że są w nowym miejscu w nowej sytuacji. Bo zazwyczaj trafiają u nas dzieci, których rodzice są już po 3 miesiącach spędzonych na oddziale intensywnej terapii i są przyzwyczajeni, ale gdy przyjeżdżają takie „świeżaczki” to widać niesamowite przerażenie w oczach. W takich sytuacjach trzeba do każdego umieć podejść. Tutaj zazwyczaj są mamy z dziećmi, a ojców w sumie mieliśmy czterech, którzy tutaj siedzieli. Jest dużo strachu, ale my się staramy podejść jak widziałaś; z luźną atmosferą, ale jednocześnie pokazać, że wiemy co robimy i wydaje mi się, że jest o wiele lepiej. Ostatnio trafiła do nas dziewczynka z Centrum Zdrowia Dziecka, więc już mama znała lekarzy, a o nas dużo od nich słyszała. Znała to miejsce także o wiele lepiej, szybciej się zaaklimatyzowała.
Czy macie jakieś swoje określenia na pewne sytuacje, zajęcia?
(śmiech) Był u nas pacjent- Filip, jego młodszy brat nazwał wałek Sebastian. Filip się strasznie z tego śmiał i tak zostało, każdy wałek jest teraz Sebastian. Albo jak, wiadomo dzieciaczkom leci ślina z ust to nazwaliśmy to szlamą – również przez Filipa, a papiery to odszlamywacze.
Pokaż wszystkie artykuły tego autora
aguska798 2015.02.24 23:49
Bardzo piękny artykuł ;)
ewewita1383 2015.02.21 08:36
Nie ma nic lepszego jak pomoc bliźniemu,wsparcie rodziny i dziecka . Klinika ,fachowa obsada to miejsce niejednego cudu "zbudzenia się na nowo" -poczucie wiosny w swoim sercu i sercach bliskich :)
Stokrotka 2015.02.20 10:17
Wielkie brawa dla pomysłodawców i założycieli takiej kliniki! Ogromna pomoc dla rodziców i dzieci! Artykuł super!
Nie masz konta? Zaloguj się, aby pisać swoje własne artykuły.