Etap Drugi życia dorosłegoKategorie: Rodzicielstwo, Ciąża Liczba wpisów: 139, liczba wizyt: 325004 |
Nadesłane przez: Ania_29 dnia 17-03-2011 13:46
Pewnego razu było dziecko gotowe, żeby się urodzić. Więc któregoś dnia zapytało Boga:
- Mówią, że chcesz mnie jutro posłać na ziemię, ale jak ja mam tam żyć, skoro jestem takie małe i bezbronne?
- Spomiędzy wielu aniołów wybiorę jednego dla ciebie.
On będzie na ciebie czekał i zaopiekuje się tobą.
- Ale powiedz mi, tu w Niebie nie robiłem nic innego tylko śpiewałem i uśmiechałem się, to mi wystarczało, by być szczęśliwym?
- Twój anioł będzie ci śpiewał i będzie się także uśmiechał do ciebie każdego dnia.
I będziesz czuł jego anielską miłość i będziesz szczęśliwy.
- A jak będę rozumiał, kiedy ludzie będą do mnie mówić, jeśli nie znam języka, którym posługują się ludzie?
- Twój anioł powie ci więcej pięknych i słodkich słów niż kiedykolwiek słyszałeś, i z wielką cierpliwością i troską będzie uczył Cię mówić.
- A co będę miał zrobić, kiedy będę chciał porozmawiać z Tobą?
- Twój anioł złoży twoje ręce i nauczy cię jak się modlić.
- Słyszałem, że na ziemi są też źli ludzie. Kto mnie ochroni?
- Twój anioł będzie cię chronić, nawet jeśli miałby ryzykować własnym życiem.
- Ale będę zawsze smutny, ponieważ nie będę Cię więcej widział.
- Twój anioł będzie wciąż mówił tobie o Mnie i nauczy cię, jak do mnie wrócić, chociaż ja i tak będę zawsze najbliżej ciebie.
W tym czasie w Niebie panował duży spokój, ale już dochodziły głosy z ziemi i Dziecię w pośpiechu cicho zapytało:
- O, Boże, jeśli już zaraz mam tam podążyć powiedz mi, proszę, imię mojego anioła.
- Imię twojego anioła nie ma znaczenia, będziesz do niego wołał:
"MAMUSIU".
Znalazłam w internecie, wzruszyło mnie to opowiadanko do łez...
Nadesłane przez: Ania_29 dnia 16-03-2011 16:29
Nazywam się Szymuś i wczoraj skończyłem 1 tydzień życia :) Lekarze mówili Mamie, że przyjdę na swiat 13 marca, ale ja postanowiłem Mamie zrobić niespodziankę na Dzień Kobiet. A że nic innego nie mogłem wymyśleć, postanowiłem, że po prostu się w tym dniu urodzę, na pewno to Mamę ucieszy...
Jak postanowiłem, tak zrobiłem, tyle, że było bardzo ciężko... Przy asyście wspaniałych fachowców udało się :) Mama wyglądała na szczęsliwą, kiedy położna położyła mnie na Jej piersi. Czyli niespodzianka się udała.
Dzisiaj piłem pierwszą herbatkę... Z prawdziwej BUTELKI. Smakowała troszkę inaczej niż mleko Mamy, ale nawet mi smakowało i wypiłem aż 30 ml. Mama mówi, że to był koperek z glukozą, taka herbatka którą można podawac maluszkom takim jak ja, które ukończą 1 tydzień życia. Jestem już naprawdę duży. Skończyłem tydzień życia i piłem z prawdziwej butelki. Dużo wrażeń jak na jeden dzień :) AAA i zapomniałem dodać, że odwiedziła mnie dzisiaj jakaś Pani. Obejrzała mój pępuszek i coś tam Mamie powiedziała a potem jeszcze chwilę z Mamą i Tatą porozmawiała i sobie poszła. I powiedziała, że przyjdzie do mnie jeszcze w przyszłym tygodniu. Zmęczony jestem i muszę się położyć do łóżeczka. Teraz niech Mama troszkę popisze.
Czuję się strasznie słabo. Po powrocie ze szpitala zbyt szybko zdecydowaliśmy się z Mężem na pierwszych gości... Zbyt szybko za dobrze się poczułam i zrobiłam straszną głupotę :( Aż wstyd o tym pisać, to było strasznie lekkomyślne. W sobotę wysłałam Małżonka na zakupy a ja w tym czasie wpadłam na "super" pomysł. Jako, że wieczorem mieliśmy mieć gości, postanowiłam zaoszczędzić na czasie i wykąpac Szymcia zanim wróci Mąż... Przygotowałam samodzielnie kąpiel, co wiązało się z przeniesieniem wanienki wypełnionej wodą z łazienki do pokoju. Co było nie lada wyzwaniem, bo nawet Mąż narzeka, że to jest bardzo ciężkie... No i było, ale co... JA nie dam rady? Dałam. Tylko, że w nocy myślałam, że umrę z bólu :( Kręgosłup, plecy, ramiona... Było mi niedobrze i nie mogłam nawet wstać z łóżka :( Płakałam z bólu, Mąż nie wiedząc co ma robić wezwał pogotowie... Wiedziałam, że to większego sensu nie ma bo karmię piersią i niczego przeciwbólowego i tak nie dostanę... Przyjechało pogotowie, chcieli mnie zabrać do szpitala, na co się nie mogłam zgodzić, nie mogłam zostawić 4dniowego maluszka karmionego piersią, w domu :( Nie miałam nawet żadnego mleka, żeby ewentualnie Mąż mógł go nakarmić. Czułam się bezsilna i taka bezradna. Lekarz zostawił skierowanie do szpitala i odjechał. A ja trawiona przez ból zostałam w domu. Teraz już troszkę lepiej, Mąż pilnuje, żebym nie robiła głupot i dużo wypoczywała... Boję się tylko, bo za tydzień znowu wyjedzie do pracy a ja zostanę tu z Szymusiem całkiem sama. Mam nadzieję, że Rodzinka o mnie nie zapomni i nie pozwolą mi umrzeć z głodu hihi.
A Szymuś jest przecudowny :) Mogłabym na Niego patrzeć godzinami...
Nadesłane przez: Ania_29 dnia 12-03-2011 15:20
Czytam mój poprzedni post i aż się uśmiechnęłam. Złowieszczy ból brzucha od rana :) Wieczorem był coraz bardziej złowieszczy. Na sesję ciążową już nie zdążyliśmy, bo Szymuś postanowił zrobić mamusi prezent na Dzień Kobiet. Koło 20tej miałam już coraz gorsze przeczucie... Zaczęłam krzątać się po mieszkaniu gorączkowo robiąc wszystko, z czym Mąż mógłby sobie nie poradzić, w razie gdyby to było to co myślę... Podlałam kwiatki, pozmywałam naczynia, posprzątałam z grubsza mieszkanie... Wyszłam jeszcze z psem na spacer, choć dotarło do mnie już wtedy, że to co czuję, to dość regularne skurcze, choć nie przyszło mi jeszcze do głowy mierzyć odstępy między jednym a drugim... Na spacerze spotkałam innego właściciela psa rasy boskser zakochanego w swoim pupilu, który to nie omieszkał zagaić rozmowy... "OO jaki ładny, też widzę piesek, oo a dlaczego bez ogonka, a suchą karmę je czy gotowane jedzonko? Bo mój gotowane. A ile ma..." A ja stałam i jak automat odpowiadałam na pytania, które wylatywały z uradowanego starszego pana jak z karabinu... I czułam, że jak za chwilę się z nim nie pożegnam, to może to się źle skończyć... Bałam się np, że odejdą mi wody albo coś w tym stylu. Bo tak sobie właśnie wyobrażałam początek akcji porodowej... Odchodzą wody i się jedzie do szpitala. Tymczasem moje wody ku mojemu rozczarowaniu były ze mną do samego końca... :) O 21 zaczęłam mierzyć odstępy... 7 min jak w mordę strzelił. Czyli rzeczywiście coś się zaczynało dziać... Już wtedy skurcze wydawały mi się bardzo bolesne, gdybym wiedziała, jak będzie wyglądał prawdziwy ból, to chyba wolałabym umrzeć... Do szpitala zdecydowałam się jechać koło 1 w nocy, czekając na odejście wód... Bałam się, że pojedziemy 60 km i się okaże, że panikuję niepotrzebnie... KTG rzeczywiście wykazało początek akcji porodowej... Skurcze jak należy, tyle, że rozwarcia brak... Czopki, zastrzyki, obrzydliwa lewatywa... To tak w skrócie co się ze mną działo przez kilka najbliższych godzin... A rozwarcia jak nie było tak nie ma... A ja z bólu byłam już prawie nieprzytomna... Skakanie na piłce, znowu lewatywa i kilka godzin późnej rozwarcie na całe dwa palce... Poprosiłam o znieczulenie, ale się dowiedziałam, że musimy poczekać na co najmniej 4 cm rozwarcia... Doczekałam się i wreszcie dostałam upragnione znieczulenie... I 2 h odpoczynku od bólu... Dopiero wtedy pozwoliłam Mężowi wejść na salę porodową... Tylko, że znieczulenie zeszło po 2 h, zanim wszystko zaczęło się na dobre... Kolejnego nie chciano mi już dać, w obawie o "cofnięcie akcji porodowej" - tak przynajmniej powiedziała mi położna... Byłam tak wycieńczona, że wszystko działo się jakby poza mną... Widziałam nade mną 5 osób, które po kolei zaglądały wewnątrz mnie i komentowały... Że sobie nie poradzę z urodzeniem naturalnym, że robimy cesarkę... Tylegodzin męczarni i na końcu chcą mnie ciąć??? Wezbrałam resztki sił i skupiłam się z całej siły na tym co mówi położna... Udało się... O całym bólu zapomniałam z chwilą położenia maluszka na mojej piersi... Czułam się wycieńczona i szczęśliwa...
Po 3 dobach pobytu w szpialu, wrócilśmy do domu...
Patrzę na niego i nie mogę się napatrzeć. Jest taki śliczny i spokojny... Kiedy tak na niego patrzyłam jeszzce w szpitalu, przypomniała mi się pewna historia, komentowana w jednym z wątków tu na Familie... Rodzice utopili swojego 5 dniowego noworodka w latrynie... Rozpłakałam się. I nie mogę przestać o tym myśleć. Jak można zrobić coś tak strasznego tak niewinnej istotce... Znowu płaczę jak o tym myślę.