On,Ona i dzieciakiKategorie: Żyj chwilą, Rodzicielstwo Liczba wpisów: 108, liczba wizyt: 255133 |
Nadesłane przez: malenstwo_1986 dnia 28-09-2011 09:10
Wczorajszy dzien byl jednym wielkim klebkiem nerwow...zaczelo sie od nieprzespanej nocy,snily mi sie jakies dziwne rzeczy, nie spalam cala noc druga z rzedu,od godizny 6 rano bylam juz na nogach i denerwowalam sie bo mialam odebrac od promotora moja prace magisterska...Nauczona doswiadczeniem,ze studenci lubia zalatwiac wsyztsko na ostatnia chwile i lubi ich przychodzic w duzej ilosci pojechalam godzine wczesniej-niestety dla kobiet w ciazy nie ma litosci i nikt by mnie nie wpuscil,bo jest tysiac powodow,bo on tez sie spieszy,bo akzdy chce sie zapytac,bo to tamto-kazdy widzi czubek wlasneog nosa i moze znajda sie pojedyncze jendostki,ktore sie zlituja nad toba w tym stanie...wracajac do sedna,wyczekalam sie grzecznie promotor sie pojawil,uff pierwszy sukces...
wszedl do gabinetu i zaprosil-pomijam fakt ze czlowiek idzie na emeryture i ma skleroze bo kazal mi przyjsc wczoraj a on mi mowie,ze mialam byc w czwartek w zeszlym tygodniu troche sie zirytowalam ale co tam,dalej mowi"nie mam dla pani dobrych wiadomosci,mam wiele zastrzezen",usiadlam z wrazenia i przerazaenia...Zaczyna mi mowic co i jak,a ja zaczynam sie robic blada,cuzje ze zaczyna mi brakowac powietrza i powoli dociera do mnie ze nie dam rady oddac tego cholerstwa do 30 wrzesnia(czyt.praca magisterska). Spedzilam godzine w gabinecie,studenci prawie mnie zlinczowali ale co tam,pan doktor lubi sobie poswiecic czas na uwagi tak z godzinke:)...
Wyszlam z gabinetu i zaczely mna targac emocje-zaczela sie tworzyc w moim organizmie jedna wielka burza...wyszlam z wydzialu i tak slzam do tramwaju,dotarlam na przystanek,wsiadlam w komunikacje miejska-to tez inna kwetsia ze wcale nie widac w 7 miesiacu ze jestem w ciazy i kazdy pali glupa zeby mi miejsca ustapic,po co? skoro schorowana babcia nagle przed wejscie do autobusu dostaje ozdrowienia i nie jeden maraton moglaby na olimpiadzie wygrac a na mnie patrzy sie i widze po jej wzroku ze debatuje ona jest taka gruba,ma taka opuchlizne?...no bo to niemozliwe ze jestem w ciazy;/-chyba zaczne chodzic z tabliczka na piersi i tatuazem na czole "Tak,jestem w ciazy"...
Wrocilam do domu i emocje z hormonami wziely gore,rzucilam wszystko wystarczyla jakas mala bzdura-wymiana zdan z mezem aby uruchomic bombe zegarowa...i wstapila we mnie taka zlosc i bezradnosc,ze sie poklucilam,poplakalam i jeszcze dziecko oberwalo:(...coraz gorzej ze mna zaczynam nie panowac nad soba,oj nie dobrze bo jak z Roksana chodzilam w ciazy to takich napadow hustawki emocjonalnej nie mialam.
Wczoraj spedzilam od momentu powrotu tj.12 w poludnie do 1 nad ranem nad poprawkami,a dzis walcze z tym dalej to co najgorsze juz zrobilam-zaparlam sie i jutro mu to oddam do sprawdzenia a sesje i tak bede musiala przedluzyc.
Nadesłane przez: malenstwo_1986 dnia 26-09-2011 21:02
Siadacie,dopada was bezradnosc,potem mega zdenerwowanie po czym nastepuje etap dobijania sie?...Dopada was jeden malenki problem,potem nastepny,nastepny i nastepny....nastepny i mozna by tak dalej i nie wiadomo skad tworzy sie jeden wielgachny problem-nie wiadomo skad sie wzial i dlaczego?...Wydawac by sie moglo,ze kontrolujemy wszystko,dajemy rade...ale pojawia sie chwila slabosci,ktora przeoczyliscie i bach katastrofa gotowa...zaczynacie panikowac i dochodzicie do wniosku ze problem oraz zycie was przeroslo?... Ja tak ostatnio mam:(
Wczoraj siedzac z mezem byl to jeden z najbardziej milczacych wieczorw w naszym zyciu...ja mialam jakis dzien na przybicie sie zyciowymi gwozdziami,a maz wrocil bardzo zmeczony z pracy,zjadl swoja kolacje,pytal o podstawowe rzeczy dotyczace dzisiejszego dnia odpowiadalam bardzo lakonicznie-jak nigdy nie mialam ochoty rozwijac swoja mysl niz tylko do jednego slowa:tak lub nie...po czym po chwili zaczelam mowic co lezy na sercu i doszlam do wniosku,ze zycie po raz kolejny mnie przeroslo a ja gdzies popelnilam niewybaczalny blad,ktorego nie umiem naprawic...
Roksana po raz kolejny chora,skonczyla 3 lata ma swoje zdanie-sa momenty gdy nie umiem dojsc do porozumienia z nia,przez co podnosze na nia glos.-Sa momenty,kiedy uwazam sie za okropnego rodzica:(
Kolejna ciaza-a ja mam umowe na czas okrelsony,pozniej macierzynski i co dalej? jak my damy rade-czy to byl blad chciec spelnic sowje marzenia a moze to byla zbyt pochopna decyzja?
No i my musimy sobie radzic sami-przy czym znajomi nasi ktorzy uwazaja sie za smaodzielnych maja sponsorow w postaci rodzicow i maja wszystko od tak a tu czlowiek musi sam sie starac i kombinowac zeby czegokolwiek sie dorobic.
I jeszcze ta obrona,ktora jest mi bardzo nie po drodze-ale skonczyc studia bez tytulu to bylaby glupota,prawda?...No wlansie tez tak mysle...
Podsumowujac,ta jesien i ciaza rozbraja mnie strasznie,jesienna chandra chyba wziela gore:(...co robic,by nie zwariowac?:(...
Nadesłane przez: malenstwo_1986 dnia 25-09-2011 19:14
Wczoraj wyprawilismy dziecku impreze urodzinowa,przyjechaly dziadki,wujki i inne takie rodzinne:)...Solenizantka niestety zawstydzila sie i witajac gosci przykleila sie do mnie jak malpka do swojej mamy i tak moglam z nia chodzic wcale jej nie trzymajac,dostala prezenty:lalki,swoj pierwszy zestaw do malowania sie-wyprobowane juz na lalce dzisiaj:)...Solenizatnka niestety po godzinie 20 padla,po calym dniu niespania,ale dzien sie udal:)...
Niestety Roksana jest chora dalej,ja powoli dochodze jakos do siebie, ale Roksana ma dalej zawalony nos i meczy ja kaszel,kolejny raz domowe sposoby leczenia zawodza:(...szkoda bo juz mialam nadzieje,ze kazdym razem gdy ona zaczyna chorowac ludze sie,ze obejdzie sie w koncu bez antybiotyku ale niestety za kazdym razem moja nadzieja umiera:(,ech...
a od wtorku walcze z poprawkami w mojej pracy magisterskiej,pozniej drukuje i oddaje moja prace magisterska do dziekanatu,wyznaczaja mi termin obrony i sie bronie i w koncu skoncze moje studia z tytulem magistra-mam nadzieje:) Jak sie potoczy dalej sprawa napisze we wtorek co i jak:).Trzymajcie kciuki za sprawny przebieg akcji:).