Opublikowany przez: ULA 2013-10-30 11:15:57
Obudziłam się rano i nie mogłam uwierzyć, że to już dziś. Usiadłam na łóżku i dość długo wpatrywałam się w okno. Nawet nie pamiętam o czym wtedy myślałam. Moje dumania przerwała mama. Weszła do mojego pokoju, usiadła obok mnie, mocno mnie przytuliła i powiedziała: "Kochanie, będzie dobrze. To będzie najpiękniejszy dzień w Twoim życiu. Wszystko jest dopięte na ostatni guzik. Nie martw się".
Nasze wesele, wystrój kościoła, sali i całą resztę przygotowywało nasze rodzeństwo - moi bracia i męża siostra. Miała to być niespodzianka. Oczywiście wcześniej zdradziłam im swoją wizję wszystkiego. Miałam nadzieję, że będzie to wyglądało tak, jak sobie to wymarzyłam. Nie myliłam się :)
Przybyła moja najlepsza przyjaciółka - Pani świadek :) Zaczęłyśmy przygotowania od niezbędnej kawusi i pogaduszek. Potem fryzura, makijaż, no i ubieranie się w najpiękniejszą suknie na świecie :) Nie będę opisywać sukni, wspomnę tylko, że była identyczna jak w filmie "Zmierzch", którą miała główna bohaterka Bella, podczas swojego ślubu. Później było czekanie i stres, stres, stres...
W końcu przyjechał mój przyszły mąż. Wyglądał rewelacyjnie. Najbardziej byłam ciekawa czym po mnie przybył mój rycerz. On bardzo chciał pojechać do kościoła samochodem jego marzeń, a ja? No właśnie, ja chciałam zupełnie czymś innym. Zerknęłam przez okno i nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Na podwórku stała bryczka. Bryczka jak z bajki. Dwa piękne konie i idealnie przystrojona bryczka :) Z ledwością powstrzymałam się od płaczu :) Podczas błogosławieństwa łez nie udało mi się powstrzymać...
Do ołtarza poprowadził mnie mój kochany Tata. Szłam taka dumna :) No i ceremonia ślubna rozpoczęła się. Stres odszedł. Przysięgę złożyliśmy, lecz kiedy usłyszałam głos mojej przyjaciółki, która zaśpiewała nam "Ave Maria", łzy znowu się pojawiły :) Po Mszy Świętej, przed kościołem wypuściliśmy goląbki. Zostaliśmy opsypani ryżem i pieniędzmi. Przybyli nasi znajomi motocykliści, którzy zaprezentowali piękny pokaz na motorach i odprowadzili nas na salę weselną. Jechali przed nami i robili dużo hałasu.
Jak już wcześniej wspomniałam, do kościoła jechaliśmy bryczką, a na salę weselną wymarzonym samochodem mojego męża. Sprytnie to zaplanowali :) Zamkowa sala wyglądała niczym jak w bajce. Wszystko było takie oiękne. Przyznam szczerze, że zamiast skupić się na życzeniach gości, rozdlądałam się po pomieszczeniu :)
Byliśmy bardzo zaskoczeni całym przygotowaniem przez nasze rodzeństwo. Zrobili to idealnie. Każdy detal był dopracowany, tak jabyśmy sobie tego życzyli. Bardzo jesteśmy im za wszystko wdzięczni. Podjęli się zadania i spisali się na złoty medal.
Zabawa weselna również była wspaniała. Bawiliśmy się świetnie do białego rana.
Podczas podziękowań dla naszych najukochańszych rodziców zauważyłam, że większość naszych gości ogromnie się wzruszyła. Mąż zagrał na organach orkiestry, a ja zaśpiewałam piękną piosenkę, napisaną przez nas. Wyraziliśmy nią więcej, niż moglibyśmy powiedzieć... To właśnie dzięki rodzicom jesteśmy tacy, jacy jesteśmy.
Dziś wspólnie z rodziną i znajomymi miło wspominamy tamten bajkowy, magiczny dzień i śmiejemy się do łez z niektórych sytuacji. Tymi słowani zakończę swój opis.
Pokaż wszystkie artykuły tego autora
Nie masz konta? Zaloguj się, aby pisać swoje własne artykuły.