Opublikowany przez: Mela134
Czasami znajomi coś przebąkiwali, że jest ciężko, że są niewyspani i mają już dość. Czasami coś na ten temat czytałaś. Czasami widziałaś reakcje. Ale kto nie narzeka!? Poza tym, nie jest powiedziane, że tak jak u innych, będzie też u ciebie. Ja też tak myślałam. Byłam pewna, że u mnie będzie inaczej.
Nigdy nie uderzę dziecka
Nie krzyknę i nie powiem złego słowa. Nie zachowam się jak niejedna matka, babcia, czy opiekunka. Moje dziecko będzie szczęśliwe i ja będę szczęśliwa. Będę dobrą matką. Najlepszą. Z radością szykowałam pokoik i malutkie ubranka. Czytałam informacje, dbałam o siebie. Martwiłam się, żeby wszystko było dobrze, żeby dziecko było zdrowe, żeby nie zwolnili mnie z pracy. Myślałam też o tym, że maluch jeszcze bardziej scali mój związek. Snułam wizję, jak to będzie cudownie.
Ten moment
Kiedy w końcu jest, takie maleńkie, takie cudowne! Kiedy rozpiera cię od środka cudowna świadomość, że masz dziecko, a w całym ciele rozlewa się czułość, szczęście i miłość nie do opisania. Potem znajdujesz w sobie coś jeszcze - strach, ból, zmęczenie, bezradność. Po kilku dniach pobytu w szpitalu możesz wracać do domu. Znowu mieszanka uczuć od szczęścia i dumy po strach, jak to będzie.
Dom
Do tej pory oaza spokoju i niezależności, a teraz królestwo maleństwa. Czułam się okropnie, wyglądałam strasznie, byłam obolała i stale niewyspana. Dni jeszcze jakoś mijały. W nocy marzyłam, żeby już znowu był dzień. Pomiędzy pralką, kuchnią, łóżeczkiem, wózkiem i pokojem dziecięcym minęło kilka miesięcy. Właściwie to… kilka lat.
Dużo później
Sama nie wiem, jak przeleciało 13 lat. Po drodze pojawiło się tysiące problemów, które wydawały się nie do przejścia - od małżeńskich sprzeczek, kłopotów zdrowotnych, finansowych, z pracą, wychowaniem, znów zdrowotnych, po kolejne małżeńskie, brak wiary w siebie i chęć trzaśnięcia drzwiami i rzucenia wszystkiego.
Bo nie jest idealnie
Nie jest tak, jak myślałam, że będzie. Bo nie ogarniam. Bo alergia, bo bałagan, bo za szybko czas leci, bo nie jestem perfekcyjna, bo różnimy się, bo mamy inne wizje, inne cele, inne spojrzenia na świat. Bo nie potrafimy być asertywni, stawiać granic tam gdzie trzeba, bo jesteśmy za młodzi, za głupi, bo sytuacja nas przerasta, bo nie potrafię pogodzić wszystkiego, co chciałabym pogodzić, bo trudno jest być dobrą mamą, dobrym pracownikiem, dobrą żoną, dobrą kucharką, dobrą ciocią, siostrą i iść za własnymi marzeniami.
Bardzo trudno jest
Nikt nam przecież nie mówił, że będzie łatwo. Gdybyśmy wiedzieli, jak będzie naprawdę, zastanowilibyśmy się sto razy bardziej. A i tak zrobili swoje.
Cały kłopot polega głównie na tym, że chcemy być jak z naszych snów sprzed lat. Że chcemy dogonić swoje wyobrażenia o tym, jak miało być. Zamiast po prostu być, czuć i wsłuchiwać się w siebie. Po prostu ufać sobie. Jak bardzo będzie ważne za 30 albo za 50 lat, czy podłoga w kuchni zawsze była świeżo wypolerowana, a koszule, spodenki i nawet skarpetki wyprasowane?
Istotne będzie, jak spędzaliśmy razem czas. Czy nasze dziecko będzie wiedziało, że przez te wszystkie lata było przez nas kochane, ważne i doceniane. Nie za osiągnięcia, trofea i sukcesy, ale za to, że jest. Takie samo jak my: niepewne, bezradne, szalone. Mały człowiek, którym się opiekujemy i mamy szczęście kształtować.
Rzeczy ważne i ważniejsze
Nauczyłam się doceniać czas i wagę rzeczy, które robimy każdego dnia. Wartość rozmowy jest inna od wartości sprzątania łazienki. Nauczyłam się łączyć rzeczy i robić je razem z dzieckiem. Lubię z nim (z nimi, bo jest już dwoje) być. Jest takie śmieszne, a przy okazji uczy się przydatnych czynności, jak obierania ziemniaków, przyprawiania mięsa, malowania czy składania ubrań. Te wspólne chwile podczas codziennych zajęć dają mi poczucie dobrze spełnionego obowiązku i radość bycia razem z dzieckiem. Pewnie, że mnie czasem denerwuje i mówię mu o tym wprost. Jestem za tym, aby swoich emocji nie trzymać zamkniętych jak w klatce. Najpierw musimy je w sobie poczuć, rozpoznać, nazwać i określić, co się z nimi wiąże. To jeden z bardzo istotnych elementów dobrej komunikacji. Jednym słowem, najpierw musimy pogadać z samym sobą.
Nauczyłam się ignorować bałagan i inne drobiazgi, które mogą frustrować. Nieporządek przeszkadza mi oczywiście i od czasu do czasu robię drobną awanturkę. Stawia to błyskawicznie domowników na nogi. Porządek szybko się robi bez mojego udziału i atmosfera się oczyszcza. Nauczyłam się też akceptować siebie taką, jaką jestem. Że żyję tu i teraz. Nie znaczy to, że się nie staram. Chodzi o to, że z tym staraniem się nie przesadzam. Że wybieram to, co ważne z punktu widzenia relacji i rozwoju, co uważam za wartościowe. Ale najpierw musiałam sobie poukładać w głowie i odpowiedzieć na pytanie, co dla mnie jest wartością. Przestałam żyć iluzją, sama tworzę swoją „bajkę”, sama układam swoje życie jak układankę z klocków, które mam. Fajnie, że są. Mogłyby być może bardziej kolorowe, prostsze, żeby układało się łatwiej. Ale może i na to przyjdzie czas.
Co dalej będzie?
Po tylu latach oglądam się za siebie z uśmiechem, ale wtedy walczyłam i zastanawiałam się, co robię nie tak. Nie zawsze musimy robić coś źle, ale zawsze warto sobie zaufać i trochę odpuścić. W następnym odcinku naszej podróży po życiu, w której wsiedliśmy do trochę ekstremalnego pociągu z napisem „rodzicielstwo” opowiem o tym, jak znaleźć w nim ukryte skarby – wygodne kanapy przeznaczone na relaks, okulary z różowymi szkłami i pudełka wypełnione nitkami porozumienia.
A może napiszę o czymś innym - piszcie, komentujcie. Powiedzcie wprost, co chcecie wiedzieć?. Zapraszam :)
Hanna Ćwiertnia- Laszczyk, autorka bloga www.mamafit.pl, Life&Career Coach, trenerka. Wspiera kobiety w stawaniu się zadowoloną, skuteczną, spełnoną, szczęśliwą kobietą, niezaleleżnie od pełnionych ról (mamy, żony, córki, bizness woman). Wierzy, że poczucie spełnienia można osiągnąć tylko wtedy, gdy żyje się w zgodzie ze sobą - w porozumieniu ze swoim ciałem oraz poczuciu spójności w tym co się robi i do czego się dąży.
Pokaż wszystkie artykuły tego autora
Nie masz konta? Zaloguj się, aby pisać swoje własne artykuły.