Opublikowany przez: Marcin1984 2010-11-30 09:32:39
Marcin pracował niemal w tym samym miejscu, co ja. Mijaliśmy się więc prawie codziennie, ale nie znaliśmy się. Nie mówiliśmy sobie nawet „dzień dobry”. Marcin musiał jednak zwrócić na mnie uwagę, ponieważ pewnego wiosennego dnia zwyczajnie przyszedł do mnie z kwiatami i zaprosił na kawę. Byłam bardzo mile zaskoczona i nie wiedziałam kompletnie jak się zachować, gdy zupełnie obcy facet przyszedł i zaproponował mi randkę. Zgodziłam się, ale nic sobie nie obiecywałam. Marcin jest o dwa lata ode mnie młodszy i to najbardziej mi przeszkadzało.
Moje obawy okazały się bezpodstawne, bo Marcin sprawiał wrażenie ciepłego, czułego i kochanego mężczyzny. Czułam się w jego towarzystwie tak dobrze, że bardzo szybko zapomniałam o dzielącej nas różnicy wieku. Zaczęliśmy się spotykać i było cudownie. Kwiaty, spacery, romantyczne kolacje w restauracjach. Zaczęliśmy nawet nieśmiało snuć wspólne plany na przyszłość.
Wiosną tego roku moje życie wywróciło się do góry nogami. W kwietniu, a dokładnie dziesiątego kwietnia, w dzień katastrofy Polskiego samolotu pod Smoleńskiem, dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Początkowo wszystko było w porządku. Marcin zapewniał, że mnie nie opuści, że zadba o mnie i o dziecko, że mam się nie martwić, bo jego rodzice na pewno nam pomogą. I z taką świadomością żyliśmy dalej, planując wspólną przyszłość już we trójkę.
Zarówno jedni, jak i drudzy rodzice bardzo się ucieszyli z faktu, że będą mieli wnuka. Wszyscy obiecali nam pomoc. Niestety sielanka nie trwała długo. Bardzo szybko przekonałam się, jak ludzie potrafią być bezwzględni, gdy ktoś zagraża ich spokojowi. Podczas pierwszej, i jak dotąd ostatniej wizyty mojego ojca w domu rodzinnym Marcina tematu ciąży nie było. Ogólnie jakaś dziwna atmosfera wtedy panowała. Wiedziałam, że coś się święci, ale nie miałam pojęcia co. Dopiero wieczorem Marcin przy swoich rodzicach oświadczył mi, że on wszystko przemyślał i uznał, że nie dorósł do roli ojca, w związku z czym musimy się rozstać. Obiecał tym samym pomóc przy wychowaniu dziecka i płacić na niego.
Poczułam się, jak zbity pies. Jednak nie to było najgorsze. Najgorsze było to, że mówił to bardzo spokojnie, jakby rezygnował z niedawno kupionych mebli – chłodno i bez uczuć…
Wróciłam do domu i płakałam. Nie mogłam się pozbierać po tym straszliwym ciosie, który został mi wymierzony. W między czasie zachorowałam na zapalenie płuc i wylądowałam w szpitalu. Bardziej niż o siebie bałam się o dziecko, na szczęście mój silny stres nie odbił się na jego zdrowiu – jeszcze tego by brakowało…
Byłam przybita i smutna, ale pogodzona z myślą, że zostanę samotną mamą. Na szczęście miałam oparcie w rodzinie – bez tego chyba bym nie dała rady się pozbierać.
Na początku czerwca, a dokładnie 5, miałam wypadek samochodowy. Nieprzytomna zostałam zawieziona do szpitala, w którym spędziłam kilka dni. Znów strach o dziecko zwyciężył, ze strachem o moje zdrowie… Zapięte pasy w momencie wypadku bardzo przycisnęły mój brzuch, ale na szczęście dziecku nic się nie stało.
Mimo, iż moje kontakty z Marcinem były praktycznie zerwane, postanowiłam powiadomić go o wypadku i o tym, że dziecko może być zagrożone. Miałam nadzieję że jego lodowate serce trochę stopnieje. Myślicie, że się tym przejął? Nic z tych rzeczy. Spytał tylko, czy ze mną wszystko w porządku, o dziecku nawet nie wspomniał… To zdarzenie ostatecznie przekreśliło Marcina, a mnie jeszcze bardziej pogrążyło w smutku.
Mimo ciągłych przeciwności losu i częstych pobytów w szpitalu nie traciłam nadziei. Gdzieś w głębi duszy wierzyłam, że szczęście się do mnie uśmiechnie. Wtedy pojawił się Sławek, przyjaciel mojej siostry z dawnych lat. Początkowo nasz kontakt ograniczał się do dziesiątek smsów, potem były rozmowy telefoniczne, a w lipcu upragnione spotkanie. Wtedy też wybuchło nasze gorące uczucie do siebie. Sławek okazał się miłością mojego życia (drugą po Franciszku, który ma się urodzić dziesiątego grudnia). Sławek sprawił, że stałam się zdecydowaną, pewną siebie kobietą. Dzięki temu nie mam też odwagę mówić głośno o tym co mnie spotkało i walczyć w imieniu dziecka o należne mu prawa…
A Marcin? Żyje sobie gdzieś w Olsztynie. Mimo, iż usłyszałam tylko, że jest mu wszystko jedno, czy podam go jako ojca dziecka. Dał mi tym samym do zrozumienia, że wolałby nie być formalnie ojcem Franka, ja mu jednak tak łatwo nie pozwolę wymigać się od obowiązków. A Franuś i tak będzie miał normalny dom i kochającego ojca, którym będzie dla niego Sławek…
wysłuchał:
Marcin Osiak
m.osiak@familie.pl
Pokaż wszystkie artykuły tego autora
Nie masz konta? Zaloguj się, aby pisać swoje własne artykuły.