oliwka
Zarejestrowany: 19-04-2008 00:57 .
Posty: 161880 IP:
2008-11-17 03:03:58
Przypadkowo na innym forum przeczytałam interesujący post o rodzicach przedszkolaków i co wy na to:
Jak być rodzicem przedszkolaka i nie zwariować
Znana amerykańska pisarka, Shirley Jackson, napisała kiedyś:
"Ludzie twierdzą, że kobiety rodzą trzecie dziecko, bo bardzo lubią małe dzieci. Sa również tacy, którzy uważają, ze każda matka dwojga zdrowych,aktywnych dzieciaków odda wszystko za dziesięć spokojnych dni w szpitalu.Jeśli chodzi o mnie, to waham się między tymi dwoma poglądami, z wyraźną skłonnością ku drugiemu."
Cytat ten pochodzi z bardzo zabawnej,autobiograficznej książki "Życie wśród dzikusów",napisanej przez kobietę, która nie pracowała zawodowo, a mimo to, jako literatka, miała własne dochody. Znakomita większość kobiet nie ma takiego luksusu. Albo siedzi w domu i wychowuje dzieci,niemal codziennie słysząc od męża, że żyje z jego łaski, albo pracuje, co jest obecnie częstsze, z oczywistych względów. I tu zaczynają się schody.
Jak wiadomo, projekt posłania do szkoły sześciolatków chwalebnie upadł i dobrze, bo był poroniony. Zostaną w przedszkolu. Tylko jak tu zorganizować ich odbiór, kiedy większość przedszkoli jest czynna do 16.00, o której to godzinie pracująca mamusia najczęściej jest jeszcze w pracy? Przedszkola zorganizowane są, jak wszystko w tym kraju, z maksymalną oszczędnością, czyli personel pracuje na jedną zmianę i nie chce siedzieć darmo po godzinach. To zupełnie zrozumiałe. Tylko co mają robić ludzie, dla których dobra to przedszkole ponoć działa? Zrezygnować z pracy zawodowej,przejść na półetat czy wynająć opiekunkę? Zarówno pierwsze, jak i drugie oraz trzecie jest nie do pomyślenia dla ludzi ledwo wiążących koniec z końcem. Tymczasem przedszkola wymyśliły,że spóźnialscy będą płacić karę za przetrzymanie pociechy. Pięknie! Jeszcze karać rodziców za to, że nie chcą stracić pracy, najczęściej kiepsko płatnej.
Rozwiązanie kwestii jest uroczo proste- ktokolwiek zarządza przedszkolami, czy to samorząd, czy gmina,czy sejmik, powinien ustalić tam pracę na dwie zmiany. W końcu jest to placówka usługowa dla ludności, a nie odwrotnie. To jednak wymagałoby pewnych wydatków, a jeśli te nie są przeznaczone na pokrycie fanaberii naszych prominentów, to należy się ich wystrzegać. I mamy absurd, zgodnie z którym po godzinie czwartej należałoby "zalegających"przedszkolaków wystawić przed bramę, a placówkę zamknąć i pójść do domu. Rodzice pracują - nie robią tego dla przyjemności, ale po to, by było co włożyć do garnka -i nie mogą zwalniać się codziennie przed fajrantem po to, by lecieć na łeb, na szyję do przedszkola. Zdawać by się mogło,dziecko by to zrozumiało. Nawet takie z młodszaków.
Życie rodzica i tak nie jest teraz proste, zwłaszcza rodzica niezamożnego i posiadającego potomstwo w wieku przedszkolnym. Zewsząd bombardują go reklamy cudownych zabawek, których pociecha domaga się na zasadzie "bo Jola ma i Aśka ma, a tylko ja...", prawo zabroniło klapsowania i najlepiej w ogóle karcenia, bo to może "zorać dziecku psyche", a jeszcze na dodatek państwo, zamiast pomagać,przeszkadza, jak tylko umie. Ustanawia absurdalne przepisy, likwiduje przedszkola i żłobki, a gdy pociecha zachoruje, to dzięki radosnej twórczości polityków mamusia nie może dostać się z nią do lekarza. Na dodatek pracodawca twierdzi, że dziecko ma się na własny rachunek i kłopoty domowe pracownicy - lub rzadziej pracownika - nic go nie obchodzą. A jak się nie podoba, droga wolna.
Gdy rodzice przebrną tę drogę krzyżową, czeka ich następna wielka akcja - szkoła. I tu dopiero nie ma się co śmiać.
Eviva (18:00)