To już drugi w tym tygodniu rekord w kategorii: najmłodsza osoba, która zmieniła płeć. Strach pomyśleć, co będzie dalej. Od czwartku było głośno o 12-latku z południowej Anglii, który rozpoczął nowy rok szkolny jako dziewczynka. Przyszedł na lekcje w sukience i z kucykami - i z żeńskim imieniem. Teraz przygotowuje się do terapii hormonalnej. Dziś kolejną wstrząsającą informację podaje "Daily Mail". Okazało się, że w tym samym regionie Zjednoczonego Królestwa miał miejsce jeszcze jeden szczególny powrót ucznia do szkoły. Tylko że tym razem dziewczynka, która przed wakacjami była chłopcem, ma 9 lat! We wrześniu pojawiła się w szkolnej klasie w dziewczęcym mundurku i z różową wstążką we włosach. Nauczyciele powiedzieli innym uczniom, że ich kolega zmienił szkołę i na jego miejsce przybyła nowa koleżanka. Rodzicom nie powiedziano nic. Ale dzieci nie są tak głupie, jak się wydaje dorosłym. Wróciły do domów i zaczęły pytać, dlaczego kolega został dziewczynką. Rodzice szybko pojawili się w szkole, oburzeni tym, że ich nie uprzedzono. Wcale im się nie dziwimy. Nie chcielibyśmy być na ich miejscu. Różnie można oceniać operację zmiany płci. Jednak póki robi to sobie osoba dorosła - OK, jej sprawa. Ale żeby rodzice posyłali pod skalpel i na hormonalną terapię małego chłopca, bo ten mówi im, że chciałby zostać dziewczynką? Nie, to nie jest normalne. I pomyśleć, że dzieje się to w Wielkiej Brytanii, gdzie ludziom odbiera się dzieci dlatego, że są za starzy albo mają za niskie IQ. Ale gdy chcą zmienić płeć potomka? Nie ma sprawy, to jest w porządku, mogą liczyć na pełne wsparcie szkoły i innych państwowych instytucji. Ot, społeczny postęp pełną gębą.
zgadzam się z autorem artykułu