Mam problem i chciałabym się dowiedzieć jak postąpić w mojej sytuacji, a raczej w naszej sytuacji.
Sprawa niby prosta. Męża poznałam w mieście, gdzie oboje pracujemy. Związek dziwny ale jakiś bardzo rozwijający i komunikatywny. W efekcie po roku znajomości zaręczyliśmy się i 2 miesiące temu wzięliśmy ślub i pojawił się wielki problem - teściowa (mama mojego męża).
Historia rodziny jest trudna dość - ojciec były wojskowy, potem policjant, który pił i robił awantury w domu. Do tego stopnia, że córka wyszła wcześnie za mąż i nawet, gdy mąż ją bił to wolała być z mężem niż w domu. Obecnie odeszła od męża i nie mieszka z rodzicami, tylko gdzieś kątem, bo nie może z nimi w jednym mieszkaniu wytrzymać. Ona - matka, kochająca bardzo, że tak to ujmę. Opiekuńcza , wyręczała dzieci we wszystkim, a jednocześnie w swoim synie dopatrzyła się emocjonalnego wsparcia i on tym wsparciem był, mimo, że jest i był jej dzieckiem. On, mój mąż, mimo takiego domu skończył studia, pracuje, rozwija się, ale sam ma sporo problemów z tym jak ułożyć sobie i nam codzienność. Nauczony nic-nie-robienia i z skłonnościami do nałogów itp. omal nie doprowadził do rozpadu naszego związku. Ale dzięki wielu rozmowom, pokazywaniu na przykładach, co się dzieje udało nam się dojść do miejsca gdzie jesteśmy - mimo problemów jesteśmy razem, dużo rozmawiamy i uczymy się jak dobrze żyć. Stosunki między nami można ułożyć, i tego właśnie chcemy. Ale teściowie.... To długa historia. Najważniejsze niech będzie to, że mają manię chwalenia się i przypodobywania reszcie rodziny (w której wódki się pije ponad stan i każdy udaje ‘zajefajnego''). Obmawiają się za plecami, wyśmiewają i nagadują na innych, zazdrość itp.... Żałuję, że oczy mi się wcześniej nie otworzyły. Jednakże dopiero po ślubie wyszły na jaw pewne rzeczy, a dokładniej na WESELU. Otóż moi teściowie są z daleka (południowy-wschód), moi rodzice również (północny wschód) a my mieszkamy w Krakowie. Przy poznaniu rodziców przyszli moi teściowie pojechali do moich rodziców i zaczął się problem - nic nie można było konkretnego ustalić - ani kto za co płaci, ani kiedy ..... zero konkretów. Moi rodzice się zdenerwowali, ale pomyśleli, że to może jakiś szok. Ale ok., coś tam ustalili, nie bez znaczenia jest to, że teść przymawiał się o jakiś ;posag'' (paranoja w tych czasach, gdy ja zarabiam tyle samo co mąż i też pracuję ciężko). Od tego momentu (ponad rok temu) ja zaczęłam z mężem pracować nad naszymi stosunkami i tym, żeby w końcu uwolnił się od tego by być powiernikiem i podporą matki, gdy tak naprawdę sam potrzebuje wsparcia i pomocy, by żyć w codzienności dobrze i nie ulegać nałogom i poradzić sobie z problemami, które wyrosły w nim jeszcze w domu. Powoli dawaliśmy sobie z tym radę, bez jakichś skoków tylko systematycznie próbując zrozumieć skąd się biorą pewne zachowania. I to się Mamusi (teściowej) nie spodobało - że syn jej powiedział, że musi sama zainterweniować, że musi się uniezależnić od męża który popada w nałogi (karty, gry, hazard), że musi podjąć jakąś decyzję, bo on (mój mąż) nie jest w stanie jej pomóc, póki sama nie będzie chciała sobie pomóc. I to był pierwszy ból, ale tego tak bardzo nie odczułam. Może dlatego, że gdy do nich przyjeżdżaliśmy to byłam bardziej pomocna niż jej własna córka. Kto wie... Potem były kolejne problemy przedweselne - moja mama dostawała świra, bo całe wesele na jej głowie a teściowa ma kolejne bzdurne żądania - o fryzjerki dla wszystkich gości, o makijażystki itp.. ( i to nawet parę dni przed weselem). Szok... My akurat zgodziliśmy się na wszystko co było (jako przyszłe małżeństwo) nie chcąc komplikować sprawy. Teściowie chcieli się ewidentnie przed rodziną pokazać. Nieszczęście się złożyło, że ... dzień przed weselem zmarła mama teściowej, ale to i tak pewnie niewiele zmieniło, bo jakieś parę dni przed weselem przestała się z nami kontaktować i z moimi rodzicami tez, oświadczając, że się dogra coś na miejscu - z tym, że każdy normalny człowiek wie, że już nic do dogrania nie było. Przyjechali.... I zaraz wymyślać, że mamy się z nimi zabrać i im coś pokazać, że mamy coś ustalić i jakieś bzdety. Ok., rozumiem, stres przedślubny, ale on powinien dotyczyć bardziej organizatorów niż przyjezdnych, nas a nie gości. Ale ok.... i przyszedł dzień ślubu.... Złe było to, że moi rodzice pierwsi nas błogosławili (a taki jest zwyczaj), źle, że moi składali pierwsi życzenia (a taki jest zwyczaj), źle że moi witali chlebem (a taki jest zwyczaj) i cały czas byliśmy obcinani na weselu przez męża rodzinę. I najgorszy zonk...... Wesele było z poprawinami. Wódki zakupiono, że szok (na 126 osób 180 butelek - jakaś paranoja). W noc między weselem a poprawinami zginęły 2 skrzynki wódki (a goście mojego męża nocowali w tym miejscu), potem zaczęły się poprawiny i tu zonk ..... moich gości nie dotarło na poprawiny około 20 osób i były tam przez jakąś godzinę, rodzina męża była cała ( i siedziała dłużej niż przewidywała umowa - bo od 12 do 17). Na wyjazd zaczęli pakować sobie jedzenie i z duuużego wesela nic nie zostało, a nie było to uzgodnione z moimi rodzicami w ogóle. Dodatkowo gdyby moja mama nie zadbała o podzielnie wódki to byłoby to samo. Najgorsze, że moich rodziców tam znają i taki wstyd z tego wyszedł że szok........ Nic nikomu nie można było dać po weselu w podziękowaniu za przenocowanie części gości.
Mało tego... w samo wesele teść robił mi przytyki, że nie zmieniam nazwiska i powinnam ich o tym poinformować wcześniej. A to przecież decyzja między mną a mężem. Potem dopiekali nam, ze ja niby rządzę - nie wiem skąd niby takie wieści. Teściowa pouczała nas, że kwiat trzeba przepiąć na druga stronę (a się nie dało, bo się mężowi złamał), a przy podziękowaniu dla rodziców - po prostu swój prezent zostawili na oknie i olali. I tu kolejna historia.... Po poprawinach, teściowie zaciągnęli do stołu właściciela Sali.... I pili z nim jego wódkę, bo weselnej nie zostało (?). Ja i mąż pakowaliśmy nasze rzeczy z pokoju dla nowożeńców i wzięłam prezent dla teściów, chcąc im oddać i zapytałam się tylko - dlaczego tego nie chcą, czemu zostawiają na boku i nic ich to nie interesuje. A oni się obrazili, zrobili scenę i zwalili winę na moją siostrę, która była moja świadkową, że to ona to zabrała. Mój tata to kulturalny człowiek, przeprosił za moje zachowanie (w sumie nie dziwię się) , ale teściowa nadal to rozdmuchiwała. Ja tez przeprosiłam (bo już miałam dość) i zakończyło się tak, że odarto nas z honoru na koniec..... Tak to widzę nada i mąż też. Następnego dnia teściowie przyjechali do moich rodziców, i że nas zabiorą na pogrzeb babci, na co my, że mamy inne sprawy i , że nie obiecaliśmy, że jedziemy... i to kolejne obrażenie..... i foch. Poczęstowaliśmy ich u moich rodziców herbata i chlebem obrzędowym (bo więcej w domu nie było) i oni znów foch..... jakaś paranoja... ale ok. Wyjechaliśmy do Krakowa, a stamtąd do teściów. Atmosfera jak w grobie, obrażeni itp. Siadamy do rozmowy, żeby wyjaśnić i to co usłyszałam to mnie ścięło. 1. że mamy mówić o problemach do nich a nie przez posłów (a przecież nic takiego nie miało miejsca), 2. że poczuli się jak intruzi, bo nikt ich godnie nie przyjął (nie wzięli pod uwagę tego, że nikt nie miał do tego głowy), 3. że mój tata miał pokazać faktury za wodkę, a nie pokazał (bzdet moim zdaniem, bo faktury nadal są do pokazania, tylko wtedy nikt nie miał na to głowy), 4. że teściowie nie mogli przywitać nas chlebem, że tylko kieliszkami, 5. że był problem z noclegami zawiniony przeze mnie i męża (teściowie olali sprawę gości mojego męża i nie załatwili im noclegu i my w popłochu organizowaliśmy im coś na szybko w 2 dni, bo powiedzieli 2 dni przed ślubem że tego nie załatwią a w dniu ślubu , ze załatwią - niekonsekwencja jak fix), 6. że mój mąż wybuchł, jak mu powiedzieli, że nie (a kto by się nie zdenerwował), 7. że kwiat w butonierce był cały czas z lewej strony a nie zmieniony na prawą, 8. że nie siedział więcej z gośćmi (mimo, ze z moimi siedzieliśmy jeszcze mniej), że nie powitano ich jak trzeba (mimo, że na początku zrobiliśmy to przez mikrofon) 9. że jedzenie dla gości podano, że czemu nic nie zostało, że czemu potem nie przywitaliśmy ich czymś u moich rodziców (udawali, że nie wiedzą, że nic nie zostało , k***m***) 10. że niby tesciowa się pytała mojej mamy czy nie ma nic przeciwko żeby goście, którzy wyjeżdżają wzięli sobie cos na kanapki najpierw z ich stołów a potem ze wszystkich (moja mama nic takiego nie pamięta i jej wierzę) 11. że niby moi rodzice rządzili na weselu (jako organizatorzy dopatrzyli wszystkiego a nie rzadzili) 12. że nie pojechaliśmy na pogrzeb (mimo, że nie było jak - przecież są sprawy urzędowe) 13. że jest już inaczej (że bardziej liczą się moi rodzice ) ... Ja sobie te wszystkie punkty spisałam i odpowiedzieliśmy z mężem wtedy na wszystkie, ale to nie koniec..... bo to jak grochem o ścianę. Za jakiś czas znów tam byliśmy, niby lepiej, ale ..... no właśnie.. jakieś teksty o tym, że mamy z Sali jeszcze zaliczkę do odebrania (bo to my ją płaciliśmy), więc zadzwonią tam i załatwią to (normalne wstyd i wioska), że oni nic na temat ten nie wiedzą (mimo, że to oni na spółkę z moimi rodzicami podpisywali umowę i nam jej egzemplarz dali). Że zdjęcia jakie mamy są niedobre , że w innej kolejności powinny być, że mamy im dać wszystkie zdjęcia bez przeglądania ich całej rodzinie (tego nie chcemy robić żeby nikt się z nas nie śmiał, jak coś było nie tak). Dano nam odczuć, że jesteśmy jak śmieci, ale żaden atak nie był wprost. Teściowa zależnie od humoru zmienia zdanie i gada tak, że mnie krew zalewa, ale jestem zbyt kulturalna by po prostu się kłócić. Teraz byliśmy u moich rodziców i tuż po tej wizycie dzwoni do męża mojego i pyta się czy rozmawialiśmy o weselu. Gdy dowiedziała się, że nie to była niezadowolona. Nie chcieliśmy ruszać u moich rodziców tego tematu, bo jest on bardzo trudny dla nich i nie tylko.
Wiele złego się wydarzyło, a nie mniej lepiej jest nadal. Siostra męża obmawia mnie, a teściowie przepytują z naszych planów i rozpowiadają na prawo i lewo chwaląc się nami a jednocześnie obgadując nas. Żaden atak nie jest wprost a ja już palpitacji serca dostaję. Po wizycie u teściów kłócimy się i nie dajemy rady sobie z tym. Nie bez znaczenia są teksty, które nastawiają nas przeciwko sobie jak jesteśmy tam.....
Proszę o pomoc..... Święta Bożego Narodzenia tam spędzamy a ja już dostaję trzęsawki na to wspomnienie. Co z tym zrobić? Jak poradzić sobie z teściami, którzy tak nam psują życie - nam i moim rodzicom....
Proszę o pomoc, bo nie chcę skreślić tych stosunków i naszego małżeństwa, nie chcę by nami pomiatano i manipulowano. Pomóżcie proszę....