Normalnie już czasami opadają mi ręce... W piątek u młodszego syna w klasie był czysty sajgon! Czwórka dzieci wymiotowała. A co jest najgorsze, że zdrowe dzieci musiały odprowadzić te chore do domu, bądź choć kawałek.... Rodzice niektórych chorych dzieciaków nie pracują, ale nie odbierały telefonów.
Chyba takie sytuacje nie powinny mieć miejsca! Poza tym, jak można puścić chore dziecko, z gorączką, bólem brzucha i wymiotami do szkoły? No, tego to ja już nie potrafię zrozumieć!!!!!
Czy i u Was zdarzają się takie sytuacje?
Podobnie było na wycieczce w tamtym tygodniu... Zaraz w pierwszy dzień chłopiec, który był z synem w pokoju wymiotował. Pojechał na wycieczkę chory. Rozłożyła go jakaś grypa, czy inne choróbsko....
Jak można tak lekko podchodzić do choroby dziecka? Jak można narażać inne dzieci z klasy???
Czy i u Was zdarzają się takie sytuacje?