Dawno temu byłam świadkiem pewnej bardzo ... nie wiem jak to nazwać ,podam kilka nazw:
-ślepej miłości rodzica do dziecka
-bezgranicznemu zaufaniu do dziecka
-zamykaniu oczu i uszu na to co dziecko robi
-moje dziecko jest "naj" w samych superlatywach
-niewiary w czyny dziecka itd. itp.
Pewna matka zgłasza problem do wychowawcy :uczennica X używając wulgaryzmów i przemocy zachowała się agresywnie w stosunku do mojej córki Y,kilkakrotnie wyzywała ,zaczepiała ,targała za włosy itd.Kilku uczniaków z klasy zgłaszało problem jak dotyczy Panny X. Wychowawca poszedł do dyrektora -sytuacja go podniosła i wezwał matkę Panny X na rozmowę ...
Matka zgłosiła się ,ale nie przyjmowała do wiadomości ,że jej dziecko nagannie zachowuje się w stosunku do grona uczniów w klasie ,że w sposób wulgarny i z przemocą podchodzi do innych wychowanków .Absolutnie nic do matki niedocierało... Moja córka to przykładne dziecko ,wykrzykiwała Dyrektorowi,Sympatycznie i miło usposobiona... No nie widziała problemu w córce tylko w gronie koleżeńskiej społeczności klasowej...
Jak podejść do takich sytuacji ,w których to matka upiera się ,że moje dziecko jest niewinne ,nie zrobiło by czegoś takiego , nie używa wulgaryzmów,przykładna... itd.
Jak zaalarmować problem i co zrobić by takiej matce "otworzyć oczy "?? By mogła zrozumieć problem i wziąć do siebie problem ,z nie udawać ,że go nie ma ?...