Jestem mamą dwóch chłopców, 4-letniego, którego karmiłam piersią a właściwie mlekiem odciągniętym z piersi przez 8 miesięcy i 10-miesięcznego, który nadal jest "cycowy". Moja przygoda z karmieniem trwa już więc łącznie 1,5 roku więc mogę powiedzieć, że o karmieniu wiem prawie wszystko. Podczas pierwszej ciąży w ogóle nie interesowałam się tematem karmienia, wiedziałam, że chcę karmić piersią i wydawało mi się, że wystarczy po prostu przystawić dziecko do piersi, bo to przecież karmenie naturalne, więc powinno być proste i oczywiste. Z ginekologiem również nie rozmawiałam na ten temat, przez cały okres ciąży nie kontrolował moich piersi i nawet nie wiedziałam, że istnieje taki problem jak wklęsłe brodawki i że moje brodawki są zbyt małe, aby dziecko mogło dobrze je chwycić. Kiedy Marcel się urodził od razu mlaskał i szukał piersi. Położna próbowała mi pomóc w przystawieniu dziecka, jak tylko spojrzała na moje piersi od razu stwierdziła, że będzie problem i wysłała męża po nakładki laktacyjne. Dziecko próbowało chwytać pierś nieskończoną ilość razy, co mu się nie bardzo udawało, było głodne, płakało, a ja coraz bardziej wątpiłam, czy uda mi się karmić piersią. Brodawki zaczęły boleć, pękać, na drugi dzień krwawiły a ja zaciskałam zęby i płakałam z bólu, kiedy musiałam podać pierś. Cały czas używałam nakładek na piersi, które nieco łagodziły ból, jednak drugiego dnia musiałam dokarmić dziecko sztucznym mlekiem, było złe i głodne, nie najadało się podczas prób karmienia. Po powrocie do domu mąż kupił mi maść na brodawki, laktator Medela mini electric i zaczęły się kolejne dni walki o karmienie własnym mlekiem. Nie byłam w stanie przystawiać dziecka, bo piersi tak bardzo bolały, więc odciągałam mu mleko co 2 godziny, w nocy co 3 godziny i karmiłam z butelki. Również odciąganie laktatorem było bolesne, szczególnie na początku, później, kiedy brodawka została wyciągnięta było już w miarę porządku. Piersi smarowałam maścią, własnym mlekiem, przykładałam okłady z kapusty. Dla ochrony sutków, które bolały nawet w zetknięciu z materiałem ubrania wymyśliłam ochraniacze z obciętych 1,5 l butelek PET po napojach z szeroką szyjką, obcinałam je zostawiając szyjkę i część butelki, tak , że powstawało coś na kształt lejka. Nosiłam je w domu w biustonoszu, chociaż śmiesznie to wyglądało, ale sprawdziło się świetnie, brodawki miały dostęp powietrza i nie dotykały stanika. Po 2-3 tygodniach, kiedy brodawki trochę wydobrzały podjęłam kolejne próby przystawiania synka, ale nie bardzo chciał ssać, więc przez całe 8 miesięcy przez większość czasu odciągałam dla niego mleko. Gdyby nie laktator Medeli, który uratował mi życie na pewno nie karmiłabym synka tak długo.
Po zajściu w drugą ciążę postanowiłam lepiej przygotować się do karmienia, kupiłam poradnik Karmienie piersią-siedem naturalnych praw, uważam, że ta książka jest rewelacyjna. Dopiero z niej dowiedziałam się jak prawidłowo przystawiać dziecko, jak rozwiązywac problemy z karmieniem. Odpowiedziała mi na wszystkie moje pytania i była niezwykle pomocna, mimo, że wcześniej karmiłam i powinnam wiedzieć jak to robić dowiedziałam się z niej bardzo wielu nowych rzeczy, o których wcześniej nie miałam pojęcia. Na 3 miesiące przed porodem zaczęłam hartować brodawki, pocierając je codziennie po kąpieli ręcznikiem oraz wykonując ćwiczenia Hoffmana. Kupiłam też maść Maltan, która również służy do hartowania brodawek przed porodem. Idąc na porodówkę miałam gotowy komplet nakładek na piersi. Po urodzeniu drugiego synka od razu podjęłam próby prawidłowego przystawiania, od razu korzystałam z nakładek. Ciągle sięgałam do poradnika, próbując zastosować się do zamieszczonych w nim rad. Nie obyło się bez bólu i tak jak poprzednio również synek miał problemy z uchwyceniem piersi. Ale brodawki już nie krwawiły a ból dało się jakoś wytrzymać, więc hartowanie przyniosło skutek. Ze zgrozą patrzyłam na mamy, które po kilku próbach karmienia od razu dawały dzieciom butelkę, twierdząc, że nie mają mleka. Wpychały dzieciom po kilkadziesiąt ml mleka, podczas gdy w pierwszych dniach wystarczą tylko niewielkie ilości, bo żołądek jest malutki ja naparstek. Będąc 3 dni w szpitalu nie podałam dziecku ani raz butelki, podejmowałam próby karmienia naturalnego. Po powrocie do domu najpierw podawałam dziecku pierś, resztę mleka odciągałam moją niezawodną Medelą. Wciąż musiałam smarowac brodawki maścią, jednak było o niebo lepiej niż z poprzednim dzieckiem. Maluch chętnie chwytał brodawkę i po kilku łykach ładnie wciągał ją do kapturka ochronnego i ból mijał. Od czasu do czasu po karmieniu podawałam mu jeszcze butelkę z odciągniętym mlekiem. Karmiłam go w ten sposób przez 4,5 miesiąca, wyłącznei piersią i odciągniętym mlekiem. Dzisiaj Igorek ma 10 miesięcy i wciąż ssie pierś rano, przed moim wyjściem do pracy, po powrocie z pracy i przed snem. Resztę mleka nadal mu odciągam, teraz już 2 razy dziennie, rano przed wyjściem i wieczorem, przed snem. I mam nadzieję jeszcze go pokarmić trochę, bo to niezapomniana więź matki i dziecka. Uwielbiam patrzeć na niego podczas karmienia. A o bólu brodawek już dawno zapomniałam. Nie wiem jak inne produkty Medeli się sprawdzają, ale uważam, że laktator jest rewelacyjny, przepracował u mnie bez zarzutu setki a może nawet tysiące godzin, używany codziennie po kilka razy już przez 1,5 roku. Polecam go każdej mamie!