Najpierw usłyszałam, że dziecko około szóstego miesiąca powinno już przesypiać noce. Ale nie przywiązywałam do tego stwierdzenia zbyt dużej wagi, dopóki ludzie wokół nie zaczęli mnie nieustannie pytać, czy Jerzyk budzi się jeszcze w nocy? Zorientowałam się, że coś musi być nie tak, jeśli moje pięciomiesięczne dziecko nie przesypia nocy, a dzieci dumnych mam-koleżanek – owszem, i to często już od drugiego miesiąca życia. Poczułam, że to kompromituje mnie jako matkę, że może moje dziecko jest jakieś opóźnione, że nie radzę sobie z nim, że coś robię źle, nie nadążam, nie umiem. Zaczęłam szukać odpowiedzi w poradnikach. Ktoś nam polecił Tracy Hogg, która zachęcała do uczenia samodzielności noworodka od pierwszych dni życia. Znalazłam książkę „Każde dziecko może nauczyć się spać” i tam z przerażeniem wyczytałam, że moje dziecko ma zaburzenia snu – jak wiele innych niemowląt. A skoro ma zaburzenia, chciałam jak najszybciej im zaradzić. Na następnych stronach tej bestsellerowej książki była propozycja terapii. Kiedy przeczytałam, że płaczące dziecko należy zostawić w łóżeczku samotnie przez 3/5/7 minut, aż mnie zmroziło. Normalnie zrobiło mi się słabo. Przecierając oczy, jeszcze raz to przeczytałam, mając nadzieję, że źle interpretuję tekst. No i zaczął się koszmar. Jerzyk nie poddawał się. Płakał coraz intensywniej, niemal zwierzęco charczał, miałam wrażenie, że się dusi. Zagryzając zęby wmawiałam sobie, że to dla jego dobra, jednak chyba nigdy nie wytrzymałam dłużej niż 3 minuty. Nie wchodziłam do pokoju, ale czułam jak narasta we mnie coś strasznego, jakaś nieziemska agresja, miałam ochotę kogoś pobić, zabić. Tych kilka prób zaowocowało wielkim kryzysem mojej relacji z mężem. Stałam się wybuchowa i agresywna. Udręczona tym wszystkim zadzwoniłam do mojej przyjaciółki (z zawodu psychoterapeutki), która uświadomiła mi, że to jest jak najbardziej normalne: dziecko płacze, kiedy jest pozostawione samo. I dodała: „dzieci w domach dziecka nie płaczą”. To mną wstrząsnęło. Próbowałam „osierocić” własne dziecko. Poleciła mi wtedy książkę, która miała być „lepsza niż te wszystkie moje poradniki” – „W głębi kontinuum”. To nas uratowało. Nie tylko dziecko, ale myślę że i nas samych. Odetchnęłam z ulgą, że to, co na początku wydawało się normalne, właśnie takie jest. Uff!
Kasia
Poprosiłam Kasię, żeby opisała mi historię, którą mi wcześniej opowiadała, nie po to, żeby sprawić jej przykrość, choć wiem od niej, że mimo upływu czasu, wiele emocji powróciło do niej z powrotem. Zrobiłam to, żeby pokazać, jak troskliwy i pragnący jak najlepiej dla swojego dziecka rodzic może zostać zmanipulowany naciskiem ze strony otoczenia i teoriami nie mającymi żadnego poparcia w rzeczywistości.
Począwszy od pierwszych tygodni życia rodzice bombardowani są pytaniami o to, czy ich dziecko przesypia noce, umie samodzielnie zasypiać itp. Dzieci, które wieczorem i w nocy domagają się ukojenia i bliskości albo pokarmu, które budzą się i przywołują rodziców (a takich dzieci jest większość), zostają szybko obdarzone etykietą dzieci z „zaburzeniami snu”. Do tej samej kategorii trafiają często dzieci usypiające przy piersi. Przesypianie nocy wydaje się być pierwszym milowym krokiem w rozwoju dziecka i wyznacznikiem jego rozwoju.
Aby mówić o zaburzeniach snu, warto najpierw określić, co jest normą. Od tego więc zacznę. Biologiczną normą dla gatunku homo sapiens (podobnie jak dla wielu innych ssaków) jest w pierwszej fazie życia zasypianie i spanie w bezpiecznym towarzystwie najbliższych mu osób. Normą jest także korzystanie z kojącego wpływu matczynego pokarmu, który właśnie w tym celu zawiera składniki ułatwiające zasypianie. Nie każde dziecko musi się przytulać do kogoś, żeby zasnąć, ale wiele tego potrzebuje. Zaś przesypianie całych nocy to pomysł związany z wynalezieniem elektrycznego światła. Dawniej zdarzało się, że ludzie kładli się na „pierwsze spanie” o zmierzchu a w nocy budzili się, chodzili, jedli, rozmawiali ze sobą, uprawiali seks.
Na pewno też spanie jednym ciągiem przez całą noc nie jest najbardziej charakterystycznym sposobem spania u kilkuletnich nawet dzieci. Dużo częściej uczą się one w którymś momencie same zasypiać.
James McKenna, który zajmuje się od wielu lat snem małych dzieci i ich rodziców uważa, że „…kiedy chodzi o sen, cokolwiek robi wasze dziecko, jest to normalne. Jeżeli coś jest w stanie zniszczyć radość rodziców z posiadania małego dziecka, są to ich oczekiwania dotyczące tego, jak i kiedy dziecko powinno spać”.
Ale właściwie ja wcale nie chciałam pisać o spaniu ani o karmieniu.
Chciałam o płaczu, a tak naprawdę – o więzi.
Podstawą rozwoju ludzkiego dziecka jest bezpieczne i ufne przywiązanie do swojego opiekuna. Dorosły zapewnia dziecku poczucie bezpieczeństwa, reguluje jego emocje, zaspokaja potrzeby, reaguje na sygnały ze strony dziecka. Stanowi też wzór do naśladowania i model przyszłych relacji społecznych oraz bezpieczną bazę, z której można coraz śmielej wyruszać w świat. Z drugiej strony, aby podołać trudom rodzicielstwa, które dla naszego gatunku oznacza długotrwałą i kosztowną inwestycję, dorosły zostaje obdarzony wrażliwością na przeżycia dziecka i jego wołanie o pomoc.
I oto rodzic dowiaduje się, że jego dziecko ma zaburzenia snu i powinno zostać nauczone samodzielnego zasypiania. Może ono oczywiście trochę płakać i terroryzować rodzica, dopóki (dla własnego dobra) nie nauczy się, że w nocy jest pora na spanie a rodzic też ma prawo do odpoczynku.
Oczywiście w wieku kilku miesięcy są to informacje całkowicie dla dziecka niezrozumiałe. Jego instynkt podpowiada mu, że jeśli rodzic nie reaguje na jego wezwanie, najwyraźniej zostało porzucone. Płacz dziecka wzywającego rodziców jest wołaniem o pomoc, jedynym środkiem komunikacji dostępnym tak malutkiemu dziecku. Może jest jeszcze szansa na to, że kiedyś opiekun pojawi się z powrotem, dlatego po pewnym czasie dziecko milknie, żeby nie zwracać uwagi drapieżników i zachować resztki energii jaka mu jeszcze pozostała. Bo kilkumiesięczne dziecko naprawdę nie wie, że żyje w dwudziestym pierwszym wieku i nie jest w stanie zrozumieć działania elektronicznej niani.
Kiedy dziecko przestaje płakać, jednocześnie uczy się bardzo ważnej rzeczy – i nie jest to samodzielne zasypianie. Uczy się, że kiedy woła o pomoc, nikt go nie słyszy i nie reaguje. To poddaje w wątpliwość jego podstawowe zaufanie do świata i wiarę w sens komunikacji.
Tyle mówi o ewolucji więzi nauka, bazując na analogiach pomiędzy życiem człowieka a innych gatunków. Jednak to nie wszystko – w ostatnich latach coraz mocniej zaczyna przeciwko zostawianiu płaczącego niemowlęcia samego przemawiać neuropsychologia.
Naukowcy, badający pracę dziecięcego mózgu i organizmu, odkrywają kolejne fakty:
- że poziom hormonu stresu – kortyzolu – we krwi płaczącego dziecka rośnie i nie opada nawet jeśli dziecko przestanie już płakać w samotności,
- że może on być na tyle wysoki, że uszkadza obszary mózgu odpowiedzialne za pamięć i regulację emocji,
- że małe dzieci nie potrafią się same uspokajać, ponieważ obszary mózgu odpowiedzialne za powstawanie emocji i za ich kontrolę nie mają między sobą żadnych połączeń,
- że wreszcie obraz mózgu dziecka płaczącego w samotności i dziecka odczuwającego fizyczny ból niczym się od siebie nie różnią.
W dodatku nie wszystkie dzieci równie łatwo dają się trenować. Niektóre więc milkną po jednej nocy, inne zaś przez wiele tygodni protestują, wywołując w rodzicach emocje podobne do tych opisanych przez Kasię, fundując im sytuację, której w żaden sposób nie mogę nazwać odpoczynkiem i relaksem.
I tu jest ta druga strona medalu. Nie tylko dziecko, które ma się nauczyć samodzielnego zasypiania zmienia się. Zmieniają się także jego rodzice. Wielu z nich pod wpływem stresu związanego ze słuchaniem dziecka płaczącego w drugim pokoju, uodparnia się na jego działanie, tracąc podstawowe narzędzie rodzicielskie, jakim jest empatia i wrażliwość.
Na szczęście w każdej chwili można to przerwać. W każdej chwili można postawić na wrażliwość i troskę zamiast treningu. Na budowanie zaufania dziecka i jego poczucia bezpieczeństwa nigdy nie jest za późno. Wszystkim rodzicielskim decyzjom niech towarzyszy pamięć o tym, że z dzieci, które lubią zasypiać w bliskości swoich rodziców wyrastają szczęśliwi, niezależni i świetnie radzący sobie w życiu dorośli.
Dlatego drogi rodzicu, jeśli przeczytałeś lub usłyszałeś, że twoje dziecko:
- ma zaburzenia snu
- nie powinno tobą manipulować
- może sobie samo popłakać
- jest już za duże na bycie usypianym
- musi nauczyć się samodzielności
- nie powinno zasypiać przy piersi
- powinno być odkładane, żeby samo zasnęło,
Spokojnie możesz odpowiedzieć: My tutaj uczymy się zaufania i ładujemy akumulatory na całe przyszłe życie.
PS. „Wypłacz się sam” jest tłumaczeniem napisu z pewnej koszulki dla małego dziecka, który brzmiał: “CRY-IT-OUT yourself”.
Autor: Agnieszka Stein
Psycholog dziecięcy. Zajmuje się wspieraniem rodziców w ich wysiłkach wychowawczych i pomocą w kryzysowych sytuacjach. Prowadzi warsztaty umiejętności wychowawczych dla rodziców i szkolę profesjonalistów pracujących z dziećmi. Pracuj jako psycholog w gimnazjum i przedszkolu. Jest współautorką strony internetowej poświęconej Attachment Parenting www.dzikiedzieci.pl. Prywatnie jest mamą przedszkolaka.
Źródło: