Gdy wyjechałam po raz pierwszy na delegację będąc już mamą to gdy tylko dotarłam do Warszawy to dostałam telefon od Małżonka, że mam się nie przejmować, ale właśnie jedzie z Młodym na pogotowie - Tymek miał wtedy niespełna roczek i dostał jelitówki. Gdy wyjeżdżałam w zeszłym roku w maju to gdy tylko wsiadłam do pociągu to zadzwonił Małżonek z pytaniem o kartę chipową Młodego. Teraz znowu wyjeżdżam, a Młody od soboty ma anginę.
Wiem, że zostawiam za każdym razem Tymka pod opieką właściwych osób i że moi chłopcy sobie dadzą radę z każdą chorobą. Mi pozostaje tylko telefonowanie i upewnianie się, że jest lepiej.
Z drugiej strony zdaję sobie sprawę, że Młody choruje w takich sytuacjach trochę podświadomie. Ma to po swoim chrzestnym. Mój brat potrafił nawet dostać 40 stopni gorączki jak tylko pojawiało się hasło, że mama wychodzi czy wyjeżdża - gdy zmieniała plany bo dziecko chore to Mu od ręki przechodziło.