Witam
U mojej 5 tygodniowej córki lekarz rodzinny stwierdził WNM. Dostaliśmy skierowanie do rehabilitanta. Zaczęliśmy ćwiczenia metodą Vojty. Spotykamy sie z rehabilitantką raz na 2 tygodnie. Dostajemy kolejne ćwiczenia. Wykonujemy je w domu. Niestety, coraz częściej mam wrażenie, że w rzeczywistości nie są (a może nawet nie były) one mojej już prawie 5 miesięcznej córci potrzebne. Otóż mała jest bardzo konatktowa, od dawna pięknie gaworzy, bawi się zabawkami zawieszonymi w łóżeczku. Przewraca się na boki, od 2 tygodni bawi się stopkami. Położona na brzuszku, trzyma głowę na przedramionach, rozgląda się na boki. Podejmuje pierwsze próby przewracania sie z pleców na brzuszek. Pani rehabilitantka twierdzi jednak, że teraz musi na brzuchu unosić głowę na wyprostowanych rękach, wyciągać ręce po zabawkę leżąc na brzuszku. Przy próbie trakcji dopiero od około tygodnia mała ciągnie głowę. W pionie główkę trzyma prosto, rozgląda się na boki.
Ćwiczenia są bardzo stresujące dla dziecka i dla mnie. Ciągle mam wrażenie, ze robię coś nie tak. Ponadto mała płacze i złości się podczas ćwiczeń. Mam wrażenie, że dlatego często jest rozdrażniona, ma kłopoty z zasypianiem, jest płaczliwa.
Jak to właściwie jest? Czy to wzmożone napięcie czy po prostu prawdą jest, że każde dziecko rozwija się w sobie właściwym tempie? Dodam jeszcze, że mała nie była badana neurologicznie (chociaż podczas diagnozy prosiłam panią doktor o skierowanie , ale usłyszałam że nie ma potrzeby bo mała rozwija się normalnie(!?)