Etap Drugi życia dorosłegoKategorie: Rodzicielstwo, Ciąża Liczba wpisów: 139, liczba wizyt: 318164 |
Nadesłane przez: Ania_29 24-02-2011 15:47
Dzisiejszy dzień rozpoczął się tak koszmarnie, że nie mam ani siły ani natchnienia, żeby robić cokolwiek. Najchętniej resztę dnia po prostu bym przespała.
Golf Mobilek spłatał mi dzisiejszego poranka potwornego figla. Nie spodziewałam się tego po nim... Wybrałam się na badanie krwi. Było przed 7 rano. Strasznie zimno i autko zaśnieżone w stopniu znacznym. Robię to co zwykle. Odpalam samochód w celu nagrzania wnętrza, kładę torebkę na fotel kierowcy, biorę miotełko-drapaczkę, zamykam drzwi... I słyszę tylko "klap klap". I czuję jak łzy bezsilności napływają mi do oczu. Zapalony samochód, z torebką z kluczami od mieszkania, telefonem, portfelem... wszystko w zatrzaśniętym wnętrzu... Dotarło do mnie, że jedynymi numerami telefonów, które znam na pamięć jest numer do Męża (który raczej na odległość w żaden sposób nie byłby mi w stanie pomóc) i numer do Rodzicielki... Tylko jak Rodzicielka mieszkająca 10 km ode mnie, bez prawa jazdy, bez samochodu mogłaby mi pomóc. No i przede wszystkim skąd wytrzasnąć telefon, żeby w ogóle gdziekolwiek zadzwonić... Dorwałam jakiegoś gościa, który pozwolił mi skorzystać ze swojej komórki. Dzwonię do Rodzicielki. "Mamo podaj mi szybko numer do Artura (szwagra)" yyyy zaraz i słyszę: 518 556... "Mamo na miłość Boską, dyktujesz mi mój numer!!! Rodzicielka za cholerę nie potrafi zachować zimnej krwi w chwilach grozy... Dobrze, że Julek Cebulek jest chora i poratowała mnie numerem do szwagra. I dobrze, że szwagier akurat w domu był :( Przyjechał, dość sprawnie poszło mu otworzenie samochodu, jakby włamy do samochodów miał we krwi... Miałam ochote rzucić mu się na szyję, ale uznałam to za nieco niestosowne :)) Ledwo zdążyłam na pobranie krwi, wszystko trwało dość długo, wymarzłam jak diabli, jedynym plusem było to, że w autku było cieplutko jak nigdy.
Widzę opis koleżanki na gg. "Jeśli Bóg zamyka drzwi, to zaraz potem otwiera okno..." Pasuje jak nie wiem do mojej dzisiejszej przygody. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło...
Przed chwilą dzwoniła Siostra Starsza... "Ty Arturowi kupowałaś jakąś wódkę???" Tak a co? "A bo mi powiedział, że to od Ciebie ale nie chciał powiedzieć za co i myślałam, że może Cię do szpitala zawiózł albo co..." Tak, zawiózł mnie do porodu a ja akurat miałam niepotrzebne 0,7 Stocka przy sobie hihihi.
Zaczęłam pisać artykuł "ślubny" ale za cholercię weny nie czuję, muszę poczekać z tym do jutra... Zarys jest, tylko potrzeba szlifu jeszcze... Muszę dojść do siebie.
I muszę iść po wyniki do przychodni. Chyba się przejdę na nogach, bo mam dość paskudy Mobilka.