On,Ona i dzieciakiKategorie: Żyj chwilą, Rodzicielstwo Liczba wpisów: 108, liczba wizyt: 254610 |
Nadesłane przez: malenstwo_1986 05-11-2011 21:16
Sloneczko dzis pieknie swiecilo. Roksana byla na dworze, troche z tata pobyla, bo maz porzadkowal garaz ze smieci na zime. Posiedziala z godzinke, wpadla jak perszing i dorwala sie do marchewek. Krzyczy w biegu, rozbierajac sie: "Mamo, mamo, marfefke, marfefke"...no wiec, jako mama dbajaca o swoje dziecko pokroilam jej marfefke w talarki i tak wychrupala 3 cale marchewki sredniej wielkosci. A ze robilam ogorkowa to zalapala sie na 2 ogorki kisozne, wciagnela je nosem. Pozniej na obiad zjadla caly talerz zupy ogorkowej - sama. Jestem z niej dumna:).
Po dwoch dniach calkowitego rozbijania sie o ziemie, dzis nastapil etap zobojetnienia i zbierania powoli sil. Maz tez doszedl do siebie, bo jak ja zalamal sie chwilowymi problemami. Powiedzial do mnie:" Nie martw sie kochanie, jakos damy rade. Jest ciezko ale razem damy rade". I w takich chwilach ciesze sie, ze mam nie tylko meza ale i najlepszego przyjaciela. Jakos te slowa tak dodaly mi troche skrzydel. Moze faktycznie ta sytuacja nie jest az tak tragiczna i jakos powoli doprowadzimy ja do konca?...Moze to znow ja wyolbrzymilam pewne rzeczy?...Powoli odzyskuje nadzieje,ze bedzie faktycznie lepiej, tylko metoda malych kroczkow trzeba realizowac pewne cele?...Zycie plata rozne figle i dziekuje mu za jedno, ze takimi ciezkimi chwilami doswiadcza bardzo bolesnie, ale dzieki temu nie zalamuje od razu rak i staram sie walczyc - w przeciwienstwie do tych co dostaja wszystko na talerzu.
Ta ciaza i hormony mnie wykoncza, jeszcze tylko 4 tygodnie:).