Człowiek człowiekowi pomocnikiem.Kategorie: Rozwój, Praca i kariera, Rodzicielstwo Liczba wpisów: 10, liczba wizyt: 39047 |
Nadesłane przez: madalenadelamur dnia 29-08-2011 15:23
Postanowiłam,że zacznę działać.Od jakiegoś czasu wyszukiwałam w internecie Fundacji,które w jakiś sposób mogłyby pomóc dzieciom z mojej wioski.Mam pierwszy odezw.Jest nadzieja na więcej czyli wszystko co udarowałoby dziecięce buźki.Narazie więcej nie napiszę by nie zapeszyć...Jestem szczęśliwa.
Nadesłane przez: madalenadelamur dnia 29-08-2011 11:05
Pewnie większość z was już widziała na Familijnym forum,że prosiłam o pomoc dla dzieciaczków.Udało się dla dziewczynek zdobyć plecaczki z ulubionymi postaciami oraz piórniczki z wyposażeniem.Bardzo przykro mi patrzyć na dzieci,które mają troszke gorzej od innych.Lubię pomagać.Wczoraj dodałam ogłoszenie na jednym z forum i pewna osoba stwierdziła,że jestem oszustką,ktora z pewnością sprzeda nabyte dla dzieciaczków rzeczy na allegro-nawet do głowy by mi to nie przyszło.Z dnia na dzień myślę o założeniu jakiejś Fundacji chociaż wiem,że to ciężka praca,ale kiedy ma się na celu sprawienie radość maluchom to warto taką pracę wykonywać.Często się zdarza,że ludzie mają w swoich domach coś co się nie przydaje a mogłoby sprawić radość innym.
Gdyby ktoś z was mógłby oddać coś niepotrzebnego bardzo bym prosiła o wiadomość na Familijnej skrzynce.
Będę wdzięczna.
A przy okazji chcę podziękować kobietce i jej mężowi,którzy zafundowali dziewczynkom placaczki z piórniczkami
Nadesłane przez: madalenadelamur dnia 15-02-2011 09:55
Witam wszystkich po krótkim rozstaniu.I stało się to czego nie chciałam przeszło w rzeczywistość...10.02.2011-wizyta u lekarza.Nie spodziewałam się,że coś będzie nie tak.Znowu opadająca szyjka macicy,zbyt wysokie ciśnienie „położe Panią do szpitala“ cóż mogłam odpowiedzieć „dobrze“.Przecież coś jest nie tak ze mną a teraz już nie jestem sama mam w sobie małą istotke,która również odczuwa wszelkie zmiany zachodzące w moim organizmie.Nie obyło się bez łez.Mąż był zaniepokojony ja również.Bałam się pobytu w szpitalu po tych wszystkich opowiastakach znajomych dziewczyn.Miło się zaskoczyłam bo opieka była bardzo dobra i pielęgniarki takie miłe.Bardzo się wyciszyłam,uspokoiłam dużo spałam.Wiadomo,że w domu zawsze jest coś do zrobienia i „niby“ nie ma czasu na odpoczynek.Pierwszy dzień w szpitalu był raczej dniem zapoznania się z otoczeniem,nigdy przedtem nie byłam w tym miejscu.Wieczorne badanie tętna maluszka bardzo mnie zaniepokoiło,nie można było znaleźć bijącego serduszka.Ale się wystraszyłam...Okazało się jednak,że mój kochany maluszek strasznie nie lubi kiedy na brzuszek Mamy zakłada się pasy,które dość ciasno go opinają.Kręci się,wypina,ucieka na inne miejsce albo kopie.Jednak po czasie uspokoiłam się bo usłyszałam szybkie uderzenia serduszka chociaż pomiar mojego ciśnienia wykazywał 150/70.Następne dni były już lepsze,dobór tabletek przez lekarza okazał się dobry.Ból krocza ustąpił powodem była obniżająca się szyjka macicy,skórczy w łydkach też nie ma.Pobyt w szpitalu wyszedł tylko na dobre mimo tęsknoty do Męża,rodziny i was Familijczyków.
Aaa...temat jedzenia może odpuszczę.Chociaż nie bo Mama codziennie robiła mi pyszne obiadki a wczoraj moja Kasieńka przywiozła mi pyszny obiad :)
Wczoraj zostałam na sali sama bo koleżanka z sąsiedniego łóżka opuściła szpital.Leżałam sama patrząc na ścianę a to na TV.Akurat korytarzem przechodził lekarz prowadzący ciążę zawołałam i zapytałam czy byłaby możliwość wyjścia ze szpitala...Lekarz obejrzał kartę,zerknął na mnie...“Proszę,niech będzie to prezent walentynkowy“...“Na walentynki to ja sobie Panią zostawię“uśmiałam się...To ja zapraszam Panią do gabinetu na badanie.Szyjka ciągle jest opadnięta proszę zwolnić ze wszystkim,chodzić z gracją,powoli :)
„Dobrze wyjdzie Pani dzisiaj“,ale się ucieszyłam.Nie wiedziałam do kogo zadzwonić by mnie zabrał do domu.Mąż nie odbierał bo był w pracy.Zadzwoniłam do Kasi przyjechała za jakieś 30 minut.Akurat zdąrzyłam się spakować :)
Mąż o niczym nie wiedział,wyczekiwałam na niego patrząc przez okno.Ukryłam się w pokoju.Mama zagadała go po wejściu do domu...A ja wyszłam z pokoju...I...
Spojrzał na mnie „Cześć Kas...o Ty kurde“,ale się uradował...Ucałował z wielką radością.“Kotek co ty tu robisz,ale super niespodzianka“ łzy w oczkach się nam zakręciły.Już nie musiał się nigdzie spieszyć.No i w końcu razem.Takie rozstania bardzo umacniają związek.A pobyt w szpitalu nauczył mnie,że w ciąży odpoczynek jest bardzo potrzebny nie tylko mi,ale dla maluskiej niuni w brzuszku.Maluszek odczuwa jeszcze bardziej niż my sami zmęczenie,wszelkie nerwy,niepokój.A szpital nie jest taki zły jak myślałam...