Etap Drugi życia dorosłegoKategorie: Rodzicielstwo, Ciąża Liczba wpisów: 139, liczba wizyt: 317116 |
Nadesłane przez: Ania_29 22-11-2013 04:47
Boże, niech się wreszcie zrobi jasno, bo oszaleję chyba :( Niech wstanie wreszcie moje dziecko i sprowadzi moje myśli na inne tory... Pobudzony dawkami leczniczymi kodeiny i pseudoefedryny umysł świruje! Składa przerażające informacje, w jeszcze bardziej przerażającą całość...
3 cytologie w ostatnim półroczu, wskazujące na zapalenie szyjki macicy. Po pierwszym badaniu cytologicznym pani doktor wykonała kolposkopię. Wykryła dużą, rozległą nadżerkę, której stan określiła stanem przedrakowym. Włączyła leki, których nazw już nawet nie pamiętam, po czym wykonała cytologię powtórkową. Dalej zapalenie. Kolposkopia jednak wykazała, że owa nadżerka nie wygląda już tak poważnie i nadaje się już do wymrożenia (wcześniej ponoć, gdy była tak rozległa, się nie nadawała). Znów leki i umówienie na wymrażanie. Przed wymrażaniem pani doktor stwierdziła, że jeszcze raz wykonamy cytologię. Dalej zapalenie. Akurat mnie pobolewało gardło i miałam chrypkę i panią doktor coś tknęło. Zapytała, czy często miewam problemy z gardłem. Nie wydawało mi się to jakoś specjalnie często, przecież mamy taką porę roku, że łatwo o infekcję. Nie bardzo rozumiałam jaki to miałoby mieć związek z moimi kobiecymi problemami... "Przepiszę pani Doxycyclinę, w celu wyeliminowania bakterii, które mogłyby ewentualnie powodować infekcję oraz zrobimy test na HPV". HPV - wirus brodawczaka ludzkiego. Brr, sama świadomość, że podejrzewa się u mnie coś takiego jest przerażająca.
Na pobranie materiału na posiew, umówiona zostałam na miniony poniedziałek. Wyczekałam się godzinę na poczekalni, bo pani doktor raczyła się spóźnić a przede mną były jeszcze trzy panie "z poślizgu". Wchodzę do gabinetu a moja pani doktor poddenerwowana zaczyna czegoś szukać :/ Pytam się, czy mam się rozebrać a ona, że nie... bo zapomniała ze szpitala przywieźć pożywki dla wirusa i nici z posiewu. Poczułam się, jakby mi młotem w łeb walnęła... Wzieła numer telefonu i miała dzwonić we wtorek, żeby umówić się ze mną na środę. Miała dla mnie specjalnie gabinet otworzyć, bo w środy, to ona normalnie nie przyjmuje. Zero telefonu. Tego samego poniedziałku zaczęło mnie boleć gardło. To już nie były przelewki, takiego bólu, to ja jeszcze nie doznałam :( Przez trzy dni nie byłam w stanie nic jeść ani pić, bo czułam, jakbym w gardle miała gorejącą ranę. Licho, co zaatakowało moje gardło, odporne było na wszelkie najlepsze apteczne specyfiki w tabletkach i pastylkach. Dopiero trzeciego dnia wieczorem resztkami sił poczłapałam do apteki i kupiłam sobie płyn do płukania gardła Glimbax i psikadło Uniben. Te specyfiki albo gardło znieczuliły albo naprawdę zadziałały, bo ból na tyle ustąpił, że byłam w stanie coś zjeść. Wczoraj był czwarty dzień męczarni. Ból gardła znośny ale w zamian straciłam głos :( Jakby jakiś filtr na słowa mi w gardle wyrósł. Szeptać jedynie mogę. Poszłam do lekarza. Znów antybiotyk, mimo iż powiedziałam, że niedawno przeszłam kurację Doxycycliną. Syropy, tabletki i dużooo wapna, za łączną kwotę 110zł. Głosu do chwili obecnej nie odzyskałam. No i mi się przypomniało to gardło, że ginekolożka pytała, czy nie mam z nim problemów. I czytam. I wyczytuję, że ten HPV równie ochoczo co szyjkę macicy, atakuje również i gardło... No i rozmyślam. I płakać mi się chce. Jutro chcę zadzwonić do pani doktor się przypomnieć. Tylko jak, jak mówić nie jestem w stanie? :( Smsa mam jej wysłać? Może do rana jakimś cudem odzyskam głos... Boże... Niech już się zrobi dzień! Boże, żeby to wszystko co sobie uroiłam, nie było prawdą!