Blog anormalnyKategorie: Polityka, Religia Liczba wpisów: 99, liczba wizyt: 7418885 |
Nadesłane przez: Bartt dnia 21-09-2010 00:53
Przeglądając naszą lokalną czerwoną stronę, natrafiłem na ciekawy (w tym sensie, że skłonił mnie do napisania tej notki – bo interesujących rzeczy w nim niewiele było…) tekst, zatytułowany „Ten krążek, złoty krążek”. Wpis napisany został przez kogoś, podającego się za „sympatyka SLD”. Wszystko rozchodzi się o ślub. Najpierw autor ubolewa nad „taśmowym” ślubem kościelnym. Dalej dowiadujemy się, że również tzw. ślub cywilny nie jest żadną rewelacją (z tym akurat się zgadzam). Co nam pozostaje? Tutaj odkrywamy Amerykę! Ślub humanistyczny. A Amerykę odkrywamy również dlatego, że tam takie ceremonie zyskały pewną popularność.
Po pominięciu wszystkich wzniosłych formułek (mówiąc językiem autora wspomnianego wpisu – patosu i śmieszności) dochodzimy do tego, że ślub humanistyczny to ceremonia wymyślona i przeprowadzona wg tego, co urodziło się w głowach „młodej pary”. Wszystko jest tak, jak sobie wymarzą. Prawda, jakie to piękne?
A skoro ślub humanistyczny jest taki piękny, to czemu Państwo nie przyzna mu takiego statutu, jakim cieszy się chociażby ślub konkordatowy? Przecież to Państwo ma być dla ludzi, a nie odwrotnie! Gdyby Państwo uznało takie ceremonie, wystarczyłoby, aby „nowożeńcy” dostarczyli do odpowiedniego Urzędy oświadczenie, że zawarli ślub humanistyczny i po kłopocie. W oczach Państwa byliby już małżeństwem. Dlaczego wszystko musi być takie wymagające, po co utrudniać szarym obywatelom drogę do szczęścia!? Państwo ma stawiać na wolność obywateli i ich prawo do „bycia sobą” (a to ciekawe stwierdzenie w ustach kogoś, kto określa się jako „sympatyk SLD” – wszak wolność w każdym wymiarze działa na Sojusz jak płachta (czerwona) na byka).
Jeżeli komuś śluby humanistyczne i postulat ich prawnego uznania nie odpowiada, niech się lepiej nie wtrąca – w końcu to prywatna sprawa „młodych”.
I tutaj pojawia się zgrzyt... (czytaj dalszą część - klik!)
Nadesłane przez: Bartt dnia 12-09-2010 19:34
Niedawno odbyło się w Sejmie wysłuchanie obywatelskie w sprawie ustawy aborcyjnej, która rzekomo wywołuje niepotrzebne zjawisko tzw. turystyki aborcyjnej. Wspomniana ustawa jest jakoby nazbyt restrykcyjna. Akcja została zorganizowana przez Federację na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny z Wandą Nowicką na czele, przy współpracy posłów Marka Balickiego i Jerzego Wenderlicha.
Wanda Nowicka alarmowała, że według szacunków Federacji, rocznie aborcji dokonuje od 80 do 200 tysięcy Polek, z czego od 10 do 15 procent robi to za granicą. Na czym Pani Nowicka opiera swoje szacunki? Tego nie wie nikt, ale jej rozbieżności są tak ogromne, że z pewnością Pani Wanda może powtórzyć za Sokratesem „wiem, że nic nie wiem”. I co gorsze, może nawet ma tego świadomość. Od jakiegoś czasu próbuje się bowiem przekonać Polaków, że aborcja jest niczym chleb powszedni, dostępna na wyciągnięcie ręki, ot tak po prostu. A co za tym idzie, obowiązujące prawo jest przestarzałe i czyni z nas ciemnogród i zaścianek Europy. Skąd taka mobilizacja zwolenników zabijania nienarodzonych? Maleje akceptacja dla aborcji, rośnie społeczny sprzeciw w Polsce – więc trzeba działać. A jak sprawić, aby ludzie uwierzyli w kłamstwo? Powtórzyć je tysiąc razy…
Polskie Stowarzyszenie Obrońców Życia Człowieka podaje, że według danych uzyskanych od polskich i brytyjskich organizacji medycznych, liczba aborcji w Polsce waha się od 7 do 14 tysięcy. Które dane są bliższe prawdy? Organizacje takie jak SROM podają, że rocznie do Wielkiej Brytanii w celu zabicia swojego nienarodzonego dziecka udaje się od 10 do 30 tysięcy kobiet. Jednak Brytyjczycy poinformowali, że w 2009 roku, u kobiet będących nie-rezydentkami ze wszystkich krajów Świata, przeprowadzono łącznie 6643 aborcji! Pozbawiona wszelkich podstaw wydaje się też być ogólna szacunkowa liczba aborcji dokonywanych przez Polki (80-200 tys.). W 1997 r. gdy w Polsce możliwe było zabicie nienarodzonego dziecka „na życzenie” – za darmo, w szpitalu, dokonano 3074 aborcji. To pokazuje, że dane przedstawiane przez Wandę Nowicką i Federację są wytworem fantazji i nie mają wiele wspólnego z rzeczywistością.
Dziwna jest sama logika przyjęta przez zwolenników aborcji. Czy potencjalne nieprzestrzeganie prawa oznacza, że należy je znieść? W takim razie tylko czekać, aż pojawi się postulat zniesienia zakazu jazdy pod wpływem alkoholu. Przecież tylu kierowców tak jeździ…
Jak pokazują najnowsze sondaże, ponad połowa Polaków jest przeciwna aborcji – dużo, ale oznacza to, że jeszcze wiele ludzi odmawia poczętym dzieciom prawa do życia. Ciekawe, że zwolennicy zabijania dzieci sami zdążyli się już urodzić.
Zapraszam na Orle Pióro.
Nadesłane przez: Bartt dnia 26-08-2010 10:24
Ostatnie wydarzenia związane z krzyżem smoleńskim na Krakowskim Przedmieściu ożywiły dyskusję nad relacją państwa i Kościoła. Niektórzy lewicowi politycy i media alarmują, że złamane zostały konstytucyjne zasady neutralności państwa i jego rozdziału od Kościoła.
Świeckie czy wyznaniowe?
Najpierw trochę teorii. Ze względu na stosunek do religii, państwa podzielić możemy na wyznaniowe i świeckie. Państwo wyznaniowe to takie, które uznaje tylko jedną religię bądź ją ustawowo faworyzuje, a rządowe struktury mają ścisły związek ze strukturami kościelnymi. Takimi krajami są często państwa muzułmańskie, a także Grecja, w której urzędową religią jest prawosławie, Wielka Brytania z anglikanizmem (np. królem może być tylko anglikanin) czy Dania z Ewangelickim Kościołem Luterańskim. W państwach świeckich struktury państwowe są oddzielone i niezależne od kościelnych. Możemy je podzielić na państwa świeckie negatywne, w których nastąpiła wroga separacja państwa i Kościoła – takim krajem jest np. Francja; oraz państwa świeckie pozytywne, takie jak np. Polska.
Bezstronność czy neutralność?
Czy złamana została konstytucyjna zasada neutralności państwa? Należy zacząć od tego, że… takiej zasady w ogóle nie ma. W pkt 2. art. 25. Konstytucji RP możemy przeczytać: „Władze publiczne w Rzeczypospolitej Polskiej zachowują bezstronność w sprawach przekonań religijnych, światopoglądowych i filozoficznych, zapewniając swobodę ich wyrażania w życiu publicznym.” Mowa jest o bezstronności, a nie o neutralności. Gdyby Konstytucja mówiła coś o neutralności, to rzeczywiście można by próbować karkołomnych interpretacji przepisów, które nakazywałyby państwu „zneutralizować” wszelkie przejawy religijności. Ale Ustawa Zasadnicza mówi o tym, że państwo zachowuje bezstronność w sprawach religijnych – czyli smoleński krzyż zwyczajnie państwu przeszkadzać nie może. Co więcej, w tym samym artykule znajdujemy przepis gwarantujący nam swobodę w wyrażaniu naszych przekonań religijnych w życiu publicznym – kolejny punkt, w którym Konstytucja pokazuje nam, że z punktu widzenia relacji państwo-Kościół, ustawiony przez harcerzy krzyż w niczym państwu nie przeszkadza.
Co cesarskie – cesarzowi…
Przeciwnicy obecności wszelkich symboli religijnych w życiu publicznym, powołując się na zasadę rozdziału państwa i Kościoła, chcą pozbyć się nie tylko krzyża z Krakowskiego Przedmieścia, ale i ze szkół, urzędów. Zasada rozdziału Kościoła od państwa nie została wyrażona expressis verbis w przepisach Konstytucji. Jest ona jednak jednym z fundamentów państwa świeckiego, a jej wyraz możemy znaleźć w pkt. 3. wspomnianego wcześniej art. Konstytucji: „Stosunki między państwem a kościołami i innymi związkami wyznaniowymi są kształtowane na zasadach poszanowania ich autonomii oraz wzajemnej niezależności każdego w swoim zakresie, jak również współdziałania dla dobra człowieka i dobra wspólnego.” Zarówno państwo jak i kościoły posiadają autonomię i są wzajemnie niezależne. Warto zauważyć, iż Konstytucja podkreśla, że państwo i Kościół współpracują ze sobą, dla dobra człowieka. Zasady tej nie można rozpatrywać samodzielnie, bez uwzględnienia reszty przepisów, a zwłaszcza przytoczonego wcześniej art. 25 pkt. 2 Konstytucji, który mówił o bezstronności państwa i gwarantował wszystkim swobodę w wyrażaniu swojej wiary. Wynika z tego, że jeżeli ktoś bądź grupa ludzi chce zamanifestować swoją chrześcijańską wiarę w przestrzeni publicznej, może to zrobić – np. poprzez postawienie krzyża, powieszenie go w klasie czy zorganizowanie procesji. To gwarantuje nasze państwo. Takie same prawa posiadają wyznawcy wszystkich religii i ateiści. Są to jedne z podstawowych praw człowieka, wynikające z samego faktu bycia człowiekiem, dlatego państwo je „gwarantuje” a nie nadaje – bo źródłem ich jest godność ludzka a nie prawo stanowione.
Tolerancja dla wolności
Wzywanie do usunięcia symboli religijnych z życia publicznego nie ma podstaw prawnych. Co więcej, jest po prostu przejawem braku tolerancji u osób nie podzielających danego światopoglądu. A przecież paradoksalnie to właśnie ten argument – tolerancja dla niewierzących, wysuwany jest bardzo często przez przeciwników obecności symboli religijnych w życiu publicznym. Gdyby państwo przychyliło się do postulatów wykreślenia religii z życia publicznego, przestałoby być państwem świeckim. Nie byłoby nawet państwem neutralnym – stałoby się krajem z urzędowym ateizmem, które ignorowałoby prawa wierzących.
Sam krzyż smoleński wymaga głębszego zastanowienia – nie było moim zamiarem rozstrzygać, czy powinien zostać czy też nie – przedstawiłem jedynie sytuację prawną symboli religijnych w świetle obowiązującej Konstytucji. A prawo, właśnie z Konstytucją na czele, do krzyża nic nie ma. Ani do tego z Krakowskiego Przedmieścia, ani do tych wiszących w szkolnych salach. Nie ma nawet nic do placów, ulic i obrazu Matki Bożej Królowej Pokoju z olsztyńskiej Wysokiej Bramy…
Zapraszam na Orle Pióro!